photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 14 PAŹDZIERNIKA 2018

Konserwatyzm i liberalizm

Idee są fajne, ale świetnie nadają się też do uciekania.

O ile czasem jeszcze śledzę co się tam dzieje w polityce czy też miewam jakieś przemyślenia na ten temat, również w tamtym świecie jest mnie o wiele mniej niż kiedyś. Brak for internetowych i serwisów społecznościowych zrobiło swoje, co dowodzi jak bardzo człowiek potrzebuje wspólnoty. Ale ja nie o tym.

Dekadę temu (ha! przerażające!) byłem zachłyśnięty dwoma ideami: konserwatyzmem i liberalizmem, z obu rozumiejąc zresztą trzy po trzy i posługując się raczej "fajnymi streszczeniami" niż autentycznymi źródłami tych myśli. I tak robiłem wrażenie oczytanego, z tego co słyszę to dziś, dzięki memetyce, wyzwiskom i prostym hasełkom jest jeszcze gorzej. Ale ja znów nie o tym.

Wydawało mi się, że perorując o konserwatywnych wartosciach i prawdziwej wolności reprezentuję naprawdę fajny miks, wobec ktorego wrogowie w dyskusji powinni zgiąć swoje twarde karki. Nie wiedziałem wtedy, że ja nie o tym.

Ja po prostu szukałem ersatzu. Pragnąc wolności i tego, co było kiedyś, wyżywałem się w internecie, w świecie myśli i rzadkich, często pokracznych działaniach, tak jak w wielu innych przypadkach. Bo naprawdę tego chciałem, a zarazem naprawdę tego nie chciałem. Ale ja nie o tym!

Pomijając te idee sensu stricte, jak i róznorakich ludzi chcących wprowadzić je w życie, jak i ich przeciwników to chcę dojść do wniosku, proszę Państwa, że pomijając je, mnie naprawdę brakło wolności i tego co było kiedyś. Choć wydawało mi się, że trzymam je w ręku, a zatem mogę je propagować.

Tymczasem problem leżał we mnie.

Sytuacja kompletnie się skomplikowała, gdy Bóg zaczął mi to pokazywać.

Zobaczyłem, że wcale nie mam wolności, a mój tryb życia opiera się na totalnej zależności.

To już wiedziałem jakiś czas temu przez różne przykre przypadki. Zarazem sam sobie w dużej mierze (ale nie tylko) zgotowałem ten los.

Powoli i niechętnie ruszyłem, z trzech kilometrów robiąc przygodę na miarę Odyseusza.

Ale jeszcze lepsze rzeczy działy się z konserwatyzmem!

Gdy pewna część we mnie spostrzegła wzrost wolności i wiążące się z tym PROBLEMY (odpowiedzialność, brrr) zaczęła nadawać moim drugim ulubionym trybem: kiedyś to było, ehhh.

Trafiając w stare miejsca i powracając do starych problemów (z którymi nigdy się nie zmierzyłem) musiałem zmierzyć się z czymś jeszcze. Z przeszłością. 

Zauważyłem, że mój konserwatyzm (osobisty, nie ideologiczny) konserwuje moje wieloletnie postawy. Ale one wcale nie są odwieczne. Tak jak prawdziwa wolność tkwiła gdzie indziej, tak samo mój stary porządek tkwi gdzie indziej. Ja kiedyś byłem innym dzieciakiem. Ja kiedyś chciałem...ja...było coś zanim miałem te 12-13-14 lat i wynalazłem (pomogli mi wynaleźć?) Uniwersalny Kokon, Twierdzę Bez Wyjścia i inne takie. To był bardzo cwany wynalazek. Faktycznie ochronił mnie przed problemami, z którymi borykali się i borykają znajomi. Zarazem zapewnił mi mnóstwo innych. A te rzeczy, których nigdy nie odhaczyłem, wciąż czekają. Prawdziwy stary porządek. Gruby, zagrożony rewolucją szlachcic odkrywa, że jego przodkowie byli kimś zupełnie innym. Że kiedyś pędzili inne życie.
Prawdziwe odnalezienie tego, co było u mnie kiedyś leży gdzie indziej. To było jeszcze wcześniej. By do tego dotrzeć, trzeba zmian.

Tymczasem moje stare życie powoli, a nieustannie się pruje i różne elementy Kokonu nie działają, tak jak powinny. Boję się wypłynąć na szerokie wody, bo czekają mnie problemy, o których już słyszę. I znów orientuję się, że pewna część mnie nie chce konserwatyzmu i liberalizmu. Chce tylko o nich gadać, jak kiedyś. Przespać to wszystko w intelektualnym bełkocie.

Gdzieś tam roztaczają się piękne widoki, a ja często nie mam ochoty wyjść z domu.

A wiele musi się zmienić, żeby wszystko zostało po naprawdę staremu, jak w mitycznym Złotym Wieku.