photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 26 GRUDNIA 2016

Drogowskazy

Wpisy nieraz zaczynały się banalnymi stwierdzeniami, niechaj więc i tym razem niech będzie to konstatacja, że wraz ze zbliżaniem się i poznawaniem jakiegoś zagadnienia rośnie jego szczegółowość.

Niedawno przekonałem się o tym chcąc pogrzebać w routerze. Zazwyczaj to coś po prostu sobie śmiga. Ale jak już się do tego dostać okazuje się, że ma dziesiątki opcji w swojej konfiguracji, opcji i skrótów, które nic nie mówią i których ciężko gdziekolwiek się nauczyć. Standardy urządzeń, które łapią sygnał są tajemnicą, od których umysł się odbija.

Jak zwykle łatwo poprzestać na cieniach idei opanowania routera - szukanie wskazówek na temat problemu i magiczne zmień "x" na "y", choć nadal nie wiem co to oznacza. Z punktu widzenia informatyków muszę być profanem. Z punktu widzenia tych, którzy nie wiedzą co to router albo nawet wiedzą, ale ani się domyślą, że w jego ustawienia można wchodzić wydaję się długobrodym, zaawansowanym w praktykach szamanem.

Odwiedzane miasto z daleka jest zbiorowiskiem domów, może z paroma ciekawymi zabytkami. Zwiedzone kilkukrotnie ujawnia o sobie parę ciekawych szczegółów. Jeżeli porównać się z tubylcami, nadal niewiele o nim wiem. Ale w porównaniu z innymi ludźmi, byłem tam, czytałem i wiem coś niecoś.

Czyż nie jest podobnie z wiarą? Przez swoje niedługie, a dość już długie życie poznałem najróżniejszych ludzi. Nieraz zdołałem zauważyć jak sypie się im ich religijny świat.  Gorliwcy, którzy przekonywali mnie do czegoś, dziś potrafią mieć poglądy odwrócone o 180 stopni, a moje poglądy zaczynają ich drażnić z zupełnie innych powodów. I z drugiej strony: ludzie, którzy niegdyś za mną tylko by splunęli, dziś w wierze wyprzedzają mnie o lata świetlne. Ciężko było się odnaleźć w tych zmiennych sojuszach. Stabilność mojego pionka na planszy, jak niegdyś zauważali niektórzy mogła być równie dobrze przeszkodą. Jasne, ciągle rzucałem kostką, ale wpadałem w pętlę "Cofnij się o pole" "Idź na kolejne pole" "Tracisz kolejkę" "Masz dwie kolejki z rzędu". W tym czasie na wewnętrznej planszy pionki po prostu się pojawiały, a inni wybierali inne gry lub siedzieli w karcerze.
Czemu się zaciąłem? Może odpowiedź brzmi w szczegółowości. Może warto było być brodatym, tajemniczym szamanem dla ludzi z zewnątrz. Coś tam łapałem, potrafiłem wejść w dyskusję, potrafiłem nawet zbić argumenty erystycznie i sporo czasu na spory poszły w internetach, choć może trzeba było jechać na Erasmusa i uczyć się np. włoskiego albo już dawno napisać coś większego. Jednocześnie dla Bożych Informatyków mogłem być daleko za nimi. Ja wiedziałem, że jest router, oni rozumieli że można do niego wejść i potrafili rozszyfrować skróty. Oni odbierali fale, ja zazwyczaj czaiłem, że jakieś są. 

To powodowało dysonans.

Wyrzucałem za wiele, by wycofać się z gry. Wyrzucałem za mało, by iść dalej.

To było wygodne, to jest wygodne i w sumie nadal dotyczy wielu sfer mojego życia.

Łatwiej czytać jakichś ateistów na fejsbuku i podśmiewać się, ale trudniej pojąć Wolę Bożą, a jeszcze trudniej ją wypełniać. Łatwo doznać niepokoju przy okultystycznych treściach, ale co z zupełnie innego rodzaju niepokojem przy lekturze "Dzienniczka" świętej Faustyny?

Nagle okazuje się, że mędrzec jest profanem. Że ciągle stoi gdzieś na linii startu. Przy rosnącej szczegółowości czuje się nieswojo, a temat Miłości, choć odmieniany przez tyle przypadków, wciąż jest właściwie nieruszony.

Przy zatrzymanej kostce można zadać sobie pytanie: co jest Wolą Bożą? Ni, gdzie stoją ci poza planszą (w każdej chwili mogą wrócić) ani ci na planszy przede mną (w każdej chwili mogą odpaść) tylko co jest Wolą Boża dla mnie?

Śledzenie innych, ich poglądów i życia zawsze było dobrym zagłuszaczem, nie tylko na kwestie religijne.

"Nie mam swojego życia, więc żyję waszym".

Ale w skomplikowanym świecie pełnym domysłów, świadectw i negacji zdarzają się powiewy Łaski, które mnie dotyczą.

Miałem tej pani zanieść nadwyżkę pieniędzy, które pobrano wynikiem pomyłki. Jednocześnie miała do odbioru dwa plastry z potężnym środkiem przeciwbólowym. Zasugerowano mi, żebym je zaniósł czego podjąłem się bez entuzjazmu. Nie trzeba było tego wcale robić jeszcze przed świętami. W ogóle zastanawiałem się, czy w wigilię kogoś u niej zastanę. Lecz do jej mieszkania z pracy miałem parę minut, więc i tak przeszedłem się tam w towarzystwie grudniowego deszczu z wiatrem, na cichym osiedlu gdzie średnia wieku jest wysoka, nawet pomimo naszej nieciekawej sytuacji demograficznej. Otworzyła mi pani o kulach. Mniej interesowała się pieniędzmi, a bardziej przyniesionym lekiem. Strasznie ją bolało i po prostu...pomodliła się, żeby ktoś go przyniósł. Pokazała mi z kim chciałaby świętować wigilię i kogo już na tym świecie nie ma, powiedziała coś o bólu i cierpieniu. Ze ścian patrzył Pan Jezus, również w postaci na obrazku, o którym ponad osiemdziesiąt lat temu mówił w zaciszu serca pewnej zakonnicy. Pani zaś stwierdziła, że pomodli się o trzeciej godzinie. Mogłem jedynie zaproponować to samo.

Wkrótce później wyszedłem oszołomiony, bo chyba natknąłem się na jeden z Drogowskazów, które tak często lekceważę. Czasem, by pełnić Wolę wystarczy po prostu zgodzić się do kogoś pójść, a Bóg sam wszystko dokończy.

A ja zostaję z poczuciem, że nalężę do czegoś bardziej potężnego, niż wydawało mi się kiedyś, gdy rozgorączkowany wrzucałem odnośnik za odnośnikiem w kolejnych internetowych dyskusjach... 

Komentarze

radogost Bo i nie o dyskusje chodzi, a o życie samo. Warto być otwartym na to co przychodzi, ale trzeba też być czujnym. U siebie opisywałem dość zaskakująco chrześcijańskie moje doświadczenia duchowe i prawda, że łatwo by mi było je odrzucić jako zupełnie niekompatybilne z moim światopoglądem. Stwierdziłem jednak po prostu, że jeśli już się chwalę tym, że nie zagłuszałem wątpliwości jako chrześcijanin jeszcze, to i teraz wypada się zamknąć i po prostu przyjąć to, co się dzieje, a interpretację zostawić na potem. Czy jestem na drodze do tzw. nawrócenia - tego nie jestem w stanie powiedzieć, bo na razie to mi się wszystko posypało, dostać się muszę po pierwsze na psychoterapię. Ot, straciłem zaufanie do własnego myślenia, gdy nawet dwudniowy ciąg ostrzejszego zjazdu emocjonalnego mocno przestawia sposób widzenia różnych rzeczy i trudno to potem odkręcić. Tak czy inaczej, niczego w tym momencie nie wykluczam, ale też nie wiem jaką drogą iść.
02/01/2017 14:16:00