Nie ważne jak wielkie będą te ciernie
Te które wbiją się w skórę
Jak głęboko wejdą, ile krwi utoczą
Zawsze nadzieja pozostanie
Nim Śmierć Ciebie wraz z nią pochłonie
Zadźgany przez własną głupotę
Karmisz się snami i złudzeniami
Obudź się
Porzuć nadzieję
Walka nie ma sensu
Szepcze Ci diabeł do ucha
I tak umrzesz
Puk,puk, to Śmierć
Już tłucze w Twoje drzwi
Nie patrz tęsknie w odległe gwiazdy
Zwróć uwagę w dół, tu
Na ten świat, na swój żywot
Ale po co? pytasz teraz
Demona słowami przekonany
Pusta skorupa, bez celu, z iskrą życia
Bez własnej woli, żywy trup
Tak,tak
Płacz cicho
W samotności
Pogrąż się w powolnej agonii
Umieraj
Śmierć ostrzy kosę
A Ty bezwolnie się jej poddasz
Już nie uciekniesz, nadzieja umyka
To znak, to przepowiednia końca
W cienia przez kaptur rzucanego
Spoglądają dwa szkarłatne punkciki
Na Ciebie, na Twoja twarz
Nadstaw kark, zdychaj
Bezwolna istoto, dziecię Złudzeń
To już koniec
Piekło otwiera bramy
Ostatnia krwawa łza