"Ja, czyli Zuzka".
*będę podkreślać na czerwono najważniejsze momenty.
3. 21 Sierpnia
Zaraz wychodzę bo przychodzi po mnie Filip ze swoim młodszym bratem i idziemy na plaże ale zdąże jeszcze opisać przebieg zdarzeń z ostatniego nocno-porannego spaceru z Filipem.
- To co? Powiesz mi czemu płakałaś? - powiedział po chwili ciszy.
- Nie dziś, przepraszam, nie mogę. Nie chce sobie psuć nastroju. - odpowiedziałam.
- No okej. Jak będziesz gotowa to ja zawsze jestem w stanie ci pomóc, pamiętaj o tym. - rzucił w moją stronę po czym dodał - chcesz coś? Pić, nie wiem może jeść?
- Napiłabym się. Ale nie mam kasy, z resztą dom mam już blisko. - złapał mnie za rękę i obrzucił wzrokiem.
- To w takim razie stawiam butelkę zimnej wody i... - spojrzał gdzieś w dal - ... i chce ci coś pokazać. Chodź. - Protestowałam, że nie chce bo i tak dużo dziś już dla mnie zrobił ale on nie słuchał i ciągną dalej za rękę. Weszliśmy do najbliższego sklepu i wzieliśmy wodę z lodówki. Teraz drogę wyznaczył Filip, a ja szłam za nim. Doszliśmy do jakiegoś wysokiego budynku i wtedy chłopak kazał mi zamknąć oczy. Zrobiłam to co kazał. Czułam, że wchodzimy gdzieś po schodkach. Bolały mnie już trochę nogi ale ciekawa byłam co chce mi pokazać i się nie odzywałam. Poczułam lekki, rzeźki wiatr we włosach! Otworzyłam oczy i mało co nie zemdlałam z wrażenia.
- WOW! Jak pięknie! - uśmiechnęłam się i odwróciłam do Filipa, a on zamiast odwzajemnić mój uśmiech zaczął oblewać mnie wodą z butelki. - No Filip! Filip idioto! - złapałam za drugą butelkę. Świetnie się z nim bawiłam, a co lepsze czułam się przy nim bezpieczna. Było mi z nim tak dobrze. Zaczynałam coś do niego czuć, ale to zapewne tylko głupie zauroczenie. Gdy zaczynało świtać Filip przerwał zabawę i cali mokrzy usiadliśmy na krawędzi budynku. Oglądaliśmy wschód słońa. Było nieziemsko.
- I jak? Warto było? - przerwał piękną chwile milczenia, której towarzyszył lekki szum morza, który było słychać gdzieś z oddali.
- Jasne, że warto! Nigdy czegoś takiego nie widziałam. - odpowiedziałam i zamknęłam oczy.
- Wyobraź sobie, że unosisz się gdzieś wysoko nad obłokami. Lecisz ze stadem różowych ptaków, towarzyszy ci piękne pełne czerowno-różowe słońce. Na drugim planie nastrojowa muzyczka. Czujesz to? Rzadko kto tak umie. - na te słowa uśmiechnęłam się, bo wszystko co mówił świetnie widziałam oczami wyobraźni. - A jednak to czujesz. - dodał po chwili.
- Chciałabym kiedyś tak... latać... - i nagle zrobiło mi się głupio, że wypaliłam z siebie coś takiego.
- Ja też. Kiedyś tak polecimy... razem. - ku mojemu zdziwieniu Filip nie zaczął się smiać czy żartować z moich marzeń. Miał takie same. Bardzo mi imponował swoją innością. Był sto razy lepszy niż banda chłopców mówiących tysiąc razy puste "kocham cię." Takich chłopaków jak Filip, mało było już na świecie. Takie pojedyńcze egzemplarze. Wyrwał mnie z rozmyśleń mówiąc, że czas już wracać. To prawda, była już prawie 5 nad ranem. Odprowadził mnie pod sam dom, a ja podziękowałam za wszystko. Bałam się teraz już tylko reakcji taty i słuszne miałam obawy...
CDN / Daria.
CZYTA TO KTOŚ WOGÓLE? JEST SENS PISAĆ DALEJ?