photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 25 MARCA 2013

sssjesta

5. Firenze(czyli Polaki Psijaciel i Filipińczyk) cz.4.

 

 

Kiedy znaleźliśmy się na nim po raz drugi, nasze wymęczone ciała spoczęły gdzieś obok zrzuconych bezceremonialnie plecaków, na miękkiej i przyjemnej trawie. Sjesta zdawała się trwać w nieskończoność. Kiedy wreszcie miałem możliwość oceny sytuacji, odnotowałem w głowie kilka faktów. Plecak leżący obok mnie wyglądał na trochę brudny i brutalnie potraktowany. Koszulka którą miałem na sobie była co najmniej nieświeża, i od długiego czasu czułem charakterystyczny dla pęcherzy, ból w stopach. Zdjąłem więc buty i skarpetki i moim oczom ukazały się bulwiaste rekordowo duże pęcherze wywołane ciągłym marszem pod dużym obciążeniem. Znalazłem igłę, zdezynfekowałem ją starannie opalając zapalniczką, po czym zabrałem się do pielęgnacji zmaltretowanych stóp. Czas mijał a nasze żołądki zaczęły grać Beethovena  i to nas wybudzało z błogiego letargu, nie da się bowiem uczciwie wypoczywać z pustym żołądkiem. Palnik gazowy na niewielkiej butli camping gas miał wówczas swój debiut podczas tej wyprawy, zdarzyło mi się go wyjąć w tej sytuacji pierwszy raz, co było widokiem dość nietypowym, bądź co bądź wokół nas było pełno pootwieranych knajp i restauracyjek a my bezczelnie przyrządzamy u stóp kościoła klopsy w sosie pomidorowym, czyli skórki, chrząstki i mięso tzw. oddzielone mechanicznie 68% czy coś koło tego. W niedalekiej odległości młody gość w panamie z plecakiem zabezpieczonym kłódkami potwierdza swoim aparatem stereotyp o skośnookich. Kiedy wypstrykał już wszystkie możliwości patrzył się zachłannie, na obrazek dwóch włóczęgów przy posiłku, z kościołem w tle, prawdziwa gratka dla konesera zdjęć. Nie wytrzymał, podszedł, zapytał czy może zrobić nam zdjęcie, a następnie przedstawił się i dzięki temu dowiedzieliśmy się że jest Sonnym z Indonezji, zamieszkały w Australii, przemierzający samotnie Europę, w celach ściśle turystycznych. On z kolei też dowiedział się czegoś nowego, otóż Maciek uświadomił go, że kłódki nie ustrzegą jego plecaka przed ewentualną kradzieżą, bo ktoś, kto będzie chciał go okraść załatwi sprawę żyletką. Co zabawne, sądząc po minie Sonnyego w ogóle nie brał tego pod uwagę.

 

Wzajemna wymiana uwag, ciekawostek podróżniczych a przede wszystkim podobieństwo celów sprawiło, że zostaliśmy kolegami i chwilę później siedzieliśmy sobie już razem, tworząc coś w stylu koła trojga podróżników śmiejących się, zajadających różne frykasy oraz kontemplujących otaczający nas, nocny krajobraz. On już wtedy prawdopodobnie przyglądał się nam, być może już do nas zmierzał. Zbyt długie życie jak to się potocznie mówi na krawędzi przemierzanie nocnych ulic, naturalna potrzeba dialogu, wymiany myśli, wrodzona zaczepna iskra, ale też poczucie humoru skłaniały go do towarzyskiej improwizacji. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że układał zabawne scenariusze, coś jak kabaret jednego klauna, natrętne acz nieszkodliwe urozmaicanie podróżnym życia.

 

Trudno mi dziś przypomnieć sobie jego imię, ba trudno mi było je odtworzyć już wtedy gdyż przedstawił się tylko raz. Gdy podchodził, Sonny akurat zdążył obczęstować nas skrętami z niezłego gatunku tytoniu, których przyrządzał sobie całą papierośnicę na potem. Ćmimy sobie w ciszy te nasze cygaretki gdy nagle naszym oczom ukazuje się facet, Włoch. Średniego wzrostu chudy w nieproporcjonalnie większej, czerwonej koszuli, oczy jak dwa węgle i czarne zmierzwione włosy, oczywiście zarośnięty. Przygląda się nam przez chwilę i z oczywistą sobie makaroniarską nonszalancją, siada między nami i Buonaseruje do każdego wyciągając swoje węźlaste chude dłonie. Pierwsza kwestia.. fajki. Między kwiecistą autoprezentacją i całym zestawem wyuczonych min już zdążył obsępić Indonezyjczyka z połowy skrętów, a z każdym kolejnym tamtemu kwaśniała mina. No i Pan Żul zaczyna swój kabaret:

 

- Io sono Italiano (rzecze artykułując powoli i wyraźnie rozciągając usta i tłukąc się w piersi)

 

-Di dove sei?-dodaje (domyślamy się, iż pada pytanie o narodowość)

 

-Poland odpowiadamy krótko.

 

-Polako.. Polako.. patrzy na nas chytrze delektując się nowo nabytą wiedzą. Nasz nowy bezdomny znajomy, wyglądał na takiego który znał jakąś tajemnicę związaną z naszym pochodzeniem.

 

Po czym bardzo starannie wskazuje na nas obu palcem a następnie na siebie i mówi:

 

-Italiano, Polako PSI-JA-CIEL

 

c.d.n.

 

Informacje o darrell


Inni zdjęcia: #brideteam photographymagic2025.07.26 photographymagicJa nacka89cwamaluutkie oczko wodne :) halinam510 mzmzmzDaWsTe : I'M BAAACK! dawste1546 akcentova981 tennesseelineBar pod palmami bluebird11Kominy lubię. ezekh114