Rozdział I wąs
Wielu otacza mnie pasibrzuchów, majestatycznych gór tłuszczu, okutanych w nieskazitelne stroje kucharskie, niczym parada-umownie przyjęta kanwa bieli. Wielka część z nich poznaczona jest groźnymi dziarami o niewiadomym przekazie i bliznami. Twarze mają pomarszczone, z pozoru gniewne i zasępione. Dzierżąc długie i ostre noże, tasaki topory i inne narzędzia zbrodni w efekcie dają malowniczy obraz przywodzący na myśl którąś ze scen z Piratów z Karaibów. Przypadkowy pracownik innej sekcji który zbłądził (na swoje nieszczęście) labiryntami hotelu-giganta do main kitchen - doznaje nagle szoku gdy otacza go ta więzienna zgraja. Mówiąc o ich rozmiarach nie mam na myśli zwykłych grubasów lub facetów zwyczajnie tłustych. Są potężni jak wieloryby, kradną łapczywie powietrze w ciasnych pomieszczeniach, z resztą każde z pomieszczeń wydaje się kurczyć gdy znajdziesz się razem z takim na tym jednym gruncie. Jedni z nich smażą kontenery różnorakich mięs na ogromnych grillach. Inni mieszają zupy w garach wielkości śmietników, chochlami o zakończeniu jak piłka lekarska. Jeszcze inni siekają kolorowe warzywa i robią masowo sałaty ze wszystkimi składnikami jakie można spotkać na ziemi. Ale jeśliś się zląkł tej bandy podczas pierwszego zetknięcia z nią, to po pewnym czasie dowiesz się że, choć trudno w to uwierzyć jest jeszcze ktoś kogo oni sami boją się jak diabła. Groza której każdy z nich się obawia, jest jeszcze większego rozmiaru niż ktokolwiek z nich. Jak na wcielenie strachu przystało nigdy nie wiadomo kiedy i JAK się pojawi.
Zważywszy na pilnie przestrzegane regulaminy higieniczno-sanitarne, ogólną biel, czystość i w przypadku facetów golenie się co rano, zrozumiałe jest, że ten kto ma wąsa ten ma władzę. A szef, bo o nim mowa wyposażony jest w srogie wąsy, nie wielkie-nie w tym rzecz ale jedyne... Kark ma potrójny jak i podbródek, jego małe czarne i świdrujące oczka osadzone są głęboko w tłustym masywnym łbie. Ledwo się mieści w swoim tronie, a jednak porusza się nad wyraz żwawo. Z gracją czołgu ( czołg bądź pancerny żuk, to takie moje zuchwałe skojarzenia, za każdym razem gdy wychynie, on nigdy nie ma zwyczaju wychodzić zza rogu, zawsze pojawia się niespodziewanie). Gdy dzieci w przedszkolu poznają różne zawody Np. policjant, pielęgniarka, kominiarz czy górnik, to właśnie tak przedstawiają im kucharza- stereotypowego wielkoluda z wąsem, to była moja pierwsza refleksja gdy spotkałem się z wąsem u schyłku zeszłego lata. Podstawowe cechy bycia szefem kuchni: po pierwsze primo WĄS. Najpierw wchodzi wąs potem przechodzi dreszcz po plecach ani się obejrzysz a on już przed Tobą stoi i patrzy Ci na ręce. Po drugie (trochę tu czarnej magii) trzeba być w kilku miejscach naraz. Żeby pretęsić się do wielu osób, kontrolować dodawane składniki, wypełniać papiery, uzupełniać grafik grozić zwolnieniem i popędzać kolejne ofiary itd. Trzeba mieć okropny tupet, pytać osoby przepracowane o kolejne godziny, nie dlatego że naprawdę chcemy im je dać...niee. Tu chodzi o to żeby te osoby drżały że jest taka MOŻLIWOŚĆ. Kolejnym niezwykle istotnym elementem jest mistrzowska gra aktorska, gestykulacja, miny, wołanie przypadkowych osób do biura-wyrywkowo i wmawianie im, że w wolnym czasie zamiast oglądać telewizję oglądał w domu kamery z pracy i widział Cię jak podjadasz. Ha! Czy da się to rozegrać bardziej profesjonalnie? Chyba nie. Owszem brzmi jak bajka, aczkolwiek nigdy nie wiadomo czy człowiek pod tak ogromną presją i odpowiedzialnością nie sfiksował zupełnie od braku zaufania do swoich podwładnych i czy przypadkiem nie zainstalował sobie w domciu centrum dowodzenia :D. Przedostatnim, z rzędu zachowań jest granie na zmianę władcy absolutnego, schowanego w biurze przygniecionego obowiązkami i wysługującego się swoimi zastępcami których pozycja i tak jest już utkana z respektu i doświadczenia, oraz kumpla i wujka dobra rada. Jak dobry i zły glina słuchaj Wojtek Ty to jesteś gość.. szybki, zaradny no no.. nie to co ta śpiąca królewna Jaro. Ja nie wiem co to z nim będzie wszystko robi tak powoli i beznadziejnie. Tup...tup...tup.. Cześć Jaro! Jak się czujesz ? Odwaliłeś wczoraj kawał dobrej roboty, gdyby nie Ty, to Wojtek utonąłby w gównie które z resztą sam narobił wokół siebie. Teraz rozumiecie? Szef nie jest twoim przyjacielem. On Cię ma trzymać w niepewności jak gangster a jego prawdziwych myśli i tak nigdy nie poznasz, więc nawet się nie staraj. Tak jest z szefami i o tym się nie mówi. Czasem zrobi coś głupiego, potańczy lub wyda z siebie zwierzęcy okrzyk jak podczas rui etc. On MUSI mieć opinię zbzikowanego władcy. Człowieka przewidywalnego można wykiwać-świra nigdy. Zrobisz co należy do twoich obowiązków, bo nigdy nie wiesz co mogło by się wydarzyć, gdyby wąsacz akurat dostał wścieklizny w tym samym momencie kiedy Ty odpuścisz. I ostatni punkt programu: poza całą zawoalowaną grą ze skomplikowanymi regułami musi być specjalistą absolutnym w danej dziedzinie. Coś jak zawód wyuczony, coś co budzi podziw i grozę.
Jest jedna jedyna sekcja, która jest tylko jego, a nawet jeśli ktoś inny go w niej zastępuje, nikt nie ma wątpliwości, że emanujący energią potwór, jest dziesięciokrotnie lepszym specem niż jego mizerny cień. Albowiem rzeźnia to jego sanktuarium. Tam gdzie wszystko jest zbryzgane zaschniętą brunatną krwią, bądź jeszcze świeżą i lepką na ciężkim, wojennym toporze dzierżonym w jego grubej łapce. Cięcie łbów, fragmentowanie ciał, rozpłatywanie korpusów, łamanie kości, czy może być specjalizacja bardziej separująca nas malutkich kucharzyków na bezpieczny dystans od tego groźnego mistrza mięs? My nie zadajemy mu pytań gdy jest w ferworze prac, nie staramy się mu pomóc, bo tego nawet nie chce. Nie pytamy co zamrożone jest, w rzeźniczej chłodni, która jest pod jego jurysdykcją. Prawdę mówiąc w ogóle nie ma tego tematu. Taki jest szef i o tym się nie mówi.
c.d.n.