Prolog
Miasteczko turystyczne spowite nocą okryte tak starannie jej płaszczem, jak pieczołowicie naciągamy pościel wokół siebie gdy doskwiera nam chłód. Czasami przemknie spłoszony kot, lub ktoś wykrzyknie radośnie cokolwiek w nieznanym narzeczu a echo poniesie się do następnej przecznicy i już nie wróci przytłumione ciszą głuchej nocy. Mieścina bierze ostatni głęboki wdech przed falą upałów, mieszanki wielonarodowościowej, oraz kolorów, dźwięków i smaków przygotowanych specjalnie na tą okazję jak przed rokiem i zawsze przedtem permanentnie. Gdy zza rogu wytryśnie pierwszy promień wschodzącego słońca trzeba będzie odbić dechy ze sklepów i pozamiatać uliczny kurz. Należy to zrobić zanim nadjadą pierwsze-pękające w szwach autobusy z lotniska. A serce Bugibby (bo tak się zwie Maltański kurort) zabije szybciej i puls nie zwolni dopóki nie odjadą. Ale póki co jest noc a ja wraz z nią przemierzam puste i ciche ulice. Nieprzygotowane jeszcze na przyjęcie gości głucho przedrzeźniają dźwięki moich kroków. Odwiedziny pod hotelem "słonecznik" uświadomiły mnie niesubtelnie, iż nie jestem tam nikim upoważnionym do sentymentalnej wycieczki śladami zeszłego roku. Nastały nowe reguły. A ja, jak gąbka wyciśnięta do ostatniej kropli chcę chłonąć znane obrazy. Wyprzedziłem lato. Zanim odwiedziło to miejsce i zachwyciło kogokolwiek szeroką ofertą relaksacyjną, obserwowałem ostatnie tchnienie wiosny. Przeżyłem szok i poczułem że na wskroś przeszyła mnie nieznana dotąd samotność.
Jak kurek wyciągnięty z przepełnionej wanny sprawia że każdy paproch porywa nurt z charakterystycznym siorbaniem, tak i mnie wciągnął wir wydarzeń tych "od kuchni" do tego stopnia, że nawet nie wiem kiedy odjechał jeden z ostatnich lotniskowych autobusów a w nim lato. Przyloty i odloty. Znów trzeba gdzieniegdzie, ziejące znów pustką lokale pozabijać dechami. Co się tu działo przez ten cały czas? Postaram się przedstawić to wiernie, w uczciwy i możliwie prosty sposób. Nie będzie szokujących zwrotów akcji, hektolitrów piwa i jazdy bez trzymanki. Tym razem niesamowita podróż odbyła się wewnątrz mnie, przemierzyłem pustynię samotności i odnalazłem w sobie wiele tych emocji o które bym się nie podejrzewał. Odcięty od przyzwyczajeń pozwiedzałem zakamarki własnego umysłu poznając lęk i radość zdecydowanie i rozwagę ale przede wszystkim, odkryłem miłość- nie tą filmową i polukrowaną. Odkryłem tą która jest krwią w żyłach i tlenem w płucach. Reszta to tylko proch i powietrze, proch i powietrze...
C.D.N.