Głód. Nie zawsze oznacza łaknienie na poziomie fizycznego ssania w żołądku. I byłbym hipokrytą twierdząc, że rodzaj głodu o którym mam zamiar napisać jest "gorszy" od nadmienionego. Jest inny i z całą pewnością namacalny. Wszelka agresja jest wynikiem zamknięcia się w sobie na tym czy na innym polu, niedomówienia brak uzewnętrzenienia emocji. Jeśli nie dzisiaj to za 10 lat. Ale zawsze-nie istnieje zatwardziały umysł który zabiera problem do grobu na ten fakt przygotowany. Co sprytniejszy artysta łączy czas przyszły z teraźniejszym telegramując "norwidowskim" pośmiertnym wierszem. Każdy. Każdy z nas potrzebuje wylać z siebie kwas, choć odrobinę... Upuścić złej krwi i napisać. Mówienie to za mało. Najważniejsze słowa tego świata zostały zapisane, bo cokolwiek powiemy -choćby nie wiem jaką wartość miało, uleci z wiatrem wyblaknie i zwietrzeje. Pierwotnie tłuste mocne słowo zakończone sprężystym wykrzyknikiem zostanie przysłowiową kupką popiołu aż w końcu nie pozostanie nic prócz wątpliwości czy istaniało czy też nie.
Jeżeli rodzic słyszy od dziecka groźbę opuszczenia rodzinnego domu-w najlepszym przypadku zignoruje ją-w najgorszym, wyśmieje. Kiedy po dziecku w czterech ścianach pozostanie echo głosu, wspomnień codzienne przedmioty które jak relikwie wędrowały na bohaterze tragicznym wcześniej, teraz leżą rzucone bez ładu miesiąc temu może rok, a między nimi w tym rozgardiaszu zawieruszył się pergamin który zdecydowanym słowem zapisany, przelany został ze zdesperowanego umysłu-dopiero nabierając fizycznej formy potraktowany został poważnie po fakcie. Jak krwawy dowód ludzkiego przywiązania, naiwności i ślepoty.
Więc zgłodniałem a żebym i ja o tym pamiętał jak bardzo potrzebowałem pisać i "wyspowiadać się", z widzem (czytelnikiem) czy też bez jego udziału. Wiele srok złapanych za wiele ogonów. Relacji prawdopodbnie nie dokończę. Naturalność ponad konsekwentość. Ponad rok czasu na skonstruowanie kilkuset/tysięcy słów w jedną całość jest wystarczającym dowodem na twoje zwycięstwo złodzieju aparatu. Chciałem wraz ze słowem pisanym dostarczyć wam okna, przez które moglibyście zajrzeć do moich wspomnień i konkretnych sytuacji. Przykro mi i wesoło zarazem. Być może dużo istotniejszą kwestią jest (zamiast wlec za sobą to co przeminęło) Przyjżeć się teraźniejszości i w końcu się najeść. Przyjaciele? Ano właśnie co z nimi. Rodzina. Co nas wkurwia i co nas podnieca.
Za najwyższą z wartość uważałem dotąd przyjaźń, a za ambasadorów moich "tak" i "nie" oraz uczestników tego wszystkiego czemu przychodzi mi stawić czoła lub zjeść wisienki z tych kilku tortów sukcesu. Momentami jednak dochodzę do wniosku, że nawet niezauważyłem kiedy samemu zaczałem odparowywać zadane ciosy oraz w tych lepszych chwilach samotnie zajadać się wisienkami. Co w tym nadzwyczajnego? Chyba fakt, iż ku mojemu zaskoczeniu nie przeszkadza mi to. Ba, nawet czuję się przez to jakiś bardziej lekki i jak kilka lat temu coraz lżej stąpam po ziemi, czasami nawet udaje mi się ulecieć, Dotąd ciężko było tego dokonać z łańcuchami u nóg skierowanymi w stronę wielu żelaznych kul, każda z napisami typu "chcę", "zrób", "musisz", "zostań". A ja nie muszę i nie zostanę. Każdy z nas w końcu poszedł sobie w swoją stronę z tego klubu żałosnych 13latków. Można odwrócić głowę. A morderca zawsze wróci na miejsce zbrodni lecz już nigdy nie zastanie tam ofiary. A przecież niezależnie od okoliczności to było tylko ICH wspólne miejsce i wspomnienie-może kilka. Teraz zwolniła się przestrzeń która była dotąd zajęta i w sposób cierpliwy utkana z wielu dyrektyw -nie tez, czeka na wypełnienie i co do tego jestem zarazem i gościnny i ostrożny. Jeśli chcesz być przyjacielem poznasz moje sny jeśli wrogiem poczujesz smak krwi i jak mówił P.Deka wbiję w ziemię. Za dużo niejasności wstecz, za dużo przyzwyczajeń TERAZ. Przy tym zostanę.
Rodzina jest jak papież (:D) w zasadzie nie istnieje. Mijamy się nie widząc wzajem, czego innego wypatrując w dali. Mam świadomość jej istnienia i zawsze doceniam że komplet i że wartości że mimo że bardzo powoli w górę to prawie nigdy w dół. Ale chyba powoli mamy sobie coraz mniej do powiedzenia i coraz bardziej potrzebujemy od siebie odpocząć nie czasem tylko przestrzenią. Problem w tym że Dla nich zawsze będę dzikim AXL'em Rosem z niezdecydowaną myślą i fryzurą, ciągłym odkrywcą i kontrowersyjnym niezaplanowanym outsiderem. Gdyby którekolwiek z nich potrafiłoby zajrzeć w myśl i siąść za moimi sterami sparaliżowałby ich mój obecny obraz świata i zszokowałby ich zapewne układ myśli jak książek na półce. Boję się że już ich z tej półki nie zrzucę a półkę zawsze wytrę z kurzu. I,że tak naprawdę ciężko będzie spoglądać na obecny świat spomiędzy kudłów, w podartch jeansach krzycząc MAM WAS WSZYSTKICH W DUPIE ;D ale miło jest wracać do tego a czasem w tym trwać.
Wkurwia mnie generalizowanie i twierdzenie że wyglądamy razem i myślimy razem każdy osobny umysł to osobny stres. Skanduj to samo słowo mając na myśli inne jego znaczenie a gdy zobaczysz spodnie czyjegoś życia wiedz że łata na nich jest tkaniną wyrwaną z kontekstu, może swetra może innych spodni i tylko ktoś, nie Ty wie jakich używasz perfum, zna twoje myśli lepiej niż twój chłopak i tak bardzo Cię pragnie jak bardzo tej osoby nie znasz Amen
PS to właśnie mnie podnieca- nasze życie bardziej rozwija się na poziomie myśli a nie słów i myśli te regulujemy-dzielimy się nimi według zasług. Mogę Ci powiedzieć że jesteś pustą idiotką, żebyś nigdy nie dowiedziała się jak bardzo Cię kocham bo zwyczajnie na to nie zasługujesz.
PPS Najadłem się.