Ciężki dzień. Miałam do szkoły na 8, ale stwierdziłam, że i tak nikt już nie sprawdza obecności, więc sobie pośpię dłużej i wyszło na to, że znalazłam się w szkole dopiero po 10. Cztery lekcje, potem do domu na obiad i na kiermasz książek, wszystkie sprzedałam, zarobiłam 150zł, później na zakupy, bo wczorajsze nie wypaliły. Kupiłam kilka podstawowych produktów jedzeniowych, wśród nich; serki wiejskie light, satino 0%, otręby porzeczkowe, fistaszki, chlebek, wafle ryżowe i gorące kubki Winiary. Zaniosłam to do domu i poleciałam do szkoły na spektakl, później był poczęstunek - okropnie apetycznie wyglądająca karpatka, murzynek, ciasto drożdżowe, tuzin cukierków, ciastek i kolorowe napoje. Nie skusiłam się, siedziałam jak debil w koncie wpatrując się w tablicę. Wychowawczyni zaczęła wypytywać moją mamę, czy wszystko ze mną ok, dlaczego nic nie jem, dlaczego jestem przygnębiona, a mama jako tako musiała się tłumaczyć.. Potem mi wygarnęła, że zachowuję się jak opętana.. ale chuj, taka już jestem. Dzisiaj zjedzone;
50g płatków Fitella Diet z truskawkami + 100g truskawek + serek wiejski lekki [334]
4x chrupkie z twarożkiem i salami Linessa + napój probiotyczny Linessa [150]
50g kaszy kuskus + 3 paluszki rybne + 30g ketchupu Pudliszki [361]
satino waniliowe 0% + kromka Pumpernikla [175]
suma: 1020kcal/1200kcal
Nie mam siły ćwiczyć, odpuszczę sobie ten jeden raz, za to jutro wykonam wszystko x2, obiecuję. Jestem strasznie zmęczona, zaraz zrobię sobie waniliowej herbaty i pójdę poczytać, a potem spać. Tak na marginesie, od wagi 43-44kg niewiele mnie dzieli, więc postaram się to zrzucić do 1 lipca i rozpocznę stabilizację na dobre, same mówiłyście, że już dobrze wyglądam, nie chcę popaść w anoreksję, chociaż czasem mam wrażenie, że już za późno.