Pod wpływem lektury tego tekstu http://obserwatorlubelski.salon24.pl/176504,rzez-w-gimnazjach-no-i-dobrze postanowiłem napisać krótki felietonik. W końcu do czegoś ten fotoblog jest ;)
Dla tych wszystkich którzy zapewne nie przeczytali tekstu ze źródła podanego wyżej krótko go streszczę ;) Jest to komentarz do lamentu podniesionego przez gimnazjalistów piszących niedawno test po 3 klasie. Są oni zszokowani trudnością egzaminu do którego nie byli przygotowani(?) Pomijając fakt że testy te do tej pory były formą raczej uwłaczającą inteligencji ucznia stanowiącą raczej formalność, niż rzeczywisty test umiejętności wyniesionych z dotychczasowej edukacji. Przerażające są niestety inne fakty które ukazały się w ostatnich dniach a są obecne już od wielu lat. Niestety większość osób w wieku szkolnym coraz bardziej zaczyna przypominać zaprogramowane roboty, nastawione wyłącznie na odniesienie sukcesu. Jednakże jak to słowo zmieniło się na przestrzeni ostatnich dziejów, kiedyś pod hasłem życiowy sukces, ludzie rozumieli kochającą rodzinę, spokojną pracę zapewniającą utrzymanie, czy grono oddanych przyjaciół. Teraz od lat zazwyczaj przedszkolnych lub wczesno szkolnych pod wyraźnym wpływem rodziców zaczynają wyścig, wyścig który kończy się albo z czasem ciężkiej choroby albo z godziną śmierci. Zaczyna on się od dodatkowych zajęć z angielskiego pływania plastyki czy wycinanek kaszubskich inspirowanych sztuką wczesno romańską, z czasem dochodzą kolejne i kolejne a dziecko ma od początku wpajaną jedną zasadę- ma być najlepsze. Nie liczy się przyjaźń beztroskie dzieciństwo i takie tam nic nie znaczące rzeczy... Ma się uczyć bo przecież 4 można poprawić. Nie jest zdolne z matmy bo lubi grać całe dnie w piłkę? Przecież nie będzie się głupotami zajmowało przecież można podciągnąć matematykę. Co to jest funkcja kwadratowa? Za moich czasów nauka wyglądała inaczej , nie miałem/miałam takich możliwości jak ty. Więc dziecko sie uczy bo wie że musi być najlepsze aby mieć przed sobą przyszłość
Będąc w gimnazjum już snuje plany o elitarnym licem które ma mu teoretycznie zapewnić dobry start w przyszłość. Więc uczy się dalej i trafia do wymarzonego liceum lub jego świat się wali po pierwszym napotkanym niepowodzeniu jakim np. może być średni wynik w teście gimnazjalnym. Nie jest przygotowany na jakikolwiek zawód lub porażkę. Jak to? przecież ja musze być najlepszy.
Tacy ludzie nie są przygotowani do prawdziwego życia które niestety jest brutalne... i po wyjściu w dorosłość z świetnymi wynikami i wymarzonym magistrem, nagle otwiera szeroko jamę ustną i nie wie co się dzieje. Jak to ? Co jest? jak ten gamoń z samymi trójami w przedostatnim liceum w mieście ma taki samochód a mnie nie chcą nigdzie przyjąć? Co ja takiego przegapiłem w życiu? aaa już wiem nie mam przyjaciół znajomych ale spoko mam wykształcenie w końcu musze być najlepszy.
Więc będzie. Najprawdopodobniej znajdzie wymarzoną pracę na wysokim stanowisku z świetnym wynagrodzeniem i będzie mieszkał w ogromnym domu z basenem. Szkoda tylko że nie będzie mógł korzystać z niego bo pewnie większość czasu będzie spędzał w pracy w końcu tam też musi być najlepszy...Ale tam również może przyjść niepowodzenie, o wiele bardziej poważne niż jakiś głupi test w szkole. I co wtedy? idę o zakład że psychicznie tego nie wytrzyma.
Kiedyś umrze albo w depresji po jakiejś pomyłce albo w poczuciu iluzorycznego szczęścia...szczęścia takiego jakie znał przez całe swoje życie... szczęścia które jest synonimem słowa sukces.
Czy naprawdę to jest w naszym życiu najważniejsze? czy naprawdę nie lepiej czasami od tego wszystkiego się oderwać pójść do parku usiąść na ławce i zdać sobie sprawę z tego co jest tym prawdziwym szczęściem? które otacza nas zewsząd, tylko my albo go nie dostrzegamy albo zamieniamy go w coś złego z czym walczymy. Nie róbmy tego bo naprawdę życie każdego z nas jest ogromnym darem przesyconym szczęściem. Chciejmy tylko je zauważyć.