Jestem skazana na spontaniczność. Lista planów na karteczce zgniecionej w kulę zabawia towarzystwo zgniłych warzyw w kubełku śmieci. W tym śmietniku leży również, osamotniona, jednak calkiem wesoła, mała część czegoś krwawego, jakiegoś mięsa bez duszy. Roztapia się czerwoną, gęstą cieczą. Ktoś w tej plamie moczy palec, oblizuje go i odchodzi. Kradnie kropelki cennej BRh- i idzie. Jego wędrówka interesuje przez chwilę, gdy otwiera drzwi. Czekam aż się odwróci, potem chuj z nim. Krew jest cenna. Ciało jest cenne. I papieros, przesiąknięty krwią, odpalony od czarnej zapalniczki. Odór przeplata się z waniliowym dypem. Słodki smród pachnie nieprzyjemnie miło. Wylewam mleko. Upływa z butelki organiczna biel, rozbijając się o kafelki. Teraz na podłodze jest płynny, biało-czerwony znak patriotyzmu. Wolna Polska. Tak samo wolna jak ja.