Stare zdjęcie, jeszcze z pierwszej stajni. Takie tam, niedzielne, poranne przytulaski z wielkim, złym ogierem. Niedługo później pakowaliśmy się do przyczepy i jechaliśmy na zawody ujeżdżeniowe. Poszło całkiem nieźle, chociaż nie był to nasz najlepszy przejazd. Siwy spisał się na medal, ale ja niestety byłem zbyt rozkojarzony i nie poprowadziłem go tak dobrze jak miałem w planach.
A z Tajpaiem chwilowo bez zmian. Noce i dni są u nas ciepłe, więc konisko już trzeci dzień stoi w lążowniku. Kiedy wchodzę do środka żeby go nakarmić i uzupełnić wodę, odchodzi jak najdalej może i kładzie po sobie uszy, sledząc uważnie każdy mój ruch. Cały czas ma widok na siwego, ale nie mają możliwości powąchania się i poznania. Wczoraj zamknąłem wszystkie bramy i puściłem siwego samopas, żeby mógł pochodzić po całym terenie i sam podejść do ogrodzenia Tajpaia. Caballero intencje miał dobre, ale niestety Tajpai gdy tylko go zobaczył zaczął biegać w kółko i tyle się poznali...
Jednak wczoraj wpadłem na pewien pomysł i mam nadzieje, że uda mi się go szybko zrealizować. Pomyślałem, że mógłbym przegonić Tajpaia, na średnie pastwisko, a siwemu zarzucić siodło west, po czym wjechać na padok z Tajpaiem i trochę go pogonić, żeby się zmęczył, ale też pobiegał z innym koniem i oswoił się z moją osobą. Może jak zobaczy, że ja i Caballero trzymamy się w "stadzie" też zechce do niego dołączyć, a jeśli nie to chociaż trochę się uspokoi i pozwoli do siebie podejść.
Rozważałem jeszcze wejście do lążownika i rozpoczęcie zabawy naturalnej "join up", ale na razie izabelowaty nie wykazuje chęci jakiegokolwiek kontaktu, tylko stawia się z zębami więc chyba sobie to odpuszczę.
Mam nadzieje, że jutro zdam wam relacje jak wyszedł pomysł z ganianiem po łące ;)