Długo się zastanawiałam nad tym, czy wrócić. Ostatnią notkę dodałam jakieś 2 lata temu. Odchodząc, myślałam że odcinając się od blogowego środowiska, łatwiej będzie mi się wyrwać ze szponów zaburzeń odrzywiania. Ale one wcale nie odeszły. Wciąż są głęboko zakorzenione gdzieś w mojej głowie i ani myślą jej opuszczać. No tak, bo żeby ją opuściły, trzeba im w tym pomóc, a mi brak motywacji, priorytetem wciąż jest dla mnie chudość, czuję że bez niej nie istnieję. Gdy byłam chuda czułam, że mogłam góry przenosić, teraz przez wstyd spowodowany tłuszczem, który obrasta me ciało, czuję że życie przelatuje mi przez palce. Więc jestem , tym razem tu, na photobogu. W głowie wciąż ten sam burdel, cielsko oszpecone dodatkowymi kilogramami. I co z tego, że fizycznie jestem już zdrowa, skoro jestem nieszczęliwa, uwięziona w tłuszczu, który uniemożliwia mi działanie. Obecnie zeszłam z 67 do 63kg. A kiedyś...kiedyś ważyłam 48kg. I to chyba właśnie do tego dążę. Już nie raz sobie udowodniłam, że potrafię.