-kontepluję niepokojący wzrost tkanki tłuszczowej, glos Kuby Badacha, który moim zdaniem jest za bardzo aksamitny i moje porażki bardzo życiowe.
I może cięzko w to uwierzyć, ale po raz kolejny znalazłam przepis na to, żeby pogodzić się z niepowetowaną stratą, czy tam z kolejną porażką życiową. Skrytp? Zbieram sobie talony ofiarny. Na analizę przyjdzie czas. Chyba. Jak tego dokonałam? Otóż.
Do pogodzenia się z tym, że moje shizmatyczne uwelbienie jest jednak całkowicie bezsensu, a nadzieja oczywiście była złudza, wystarczyło mi jedynie.
-Trzy lody (które niewątpliwie również przyczynią się do dalszego niepokojącego wzrostu tkanki tłuszczowej, jak również do dalszego rozwalania mojego układu pokarmowego! Swoją drogą, jak tak na siebie patrzę to chyba nie potrzeba aż tak dużo pracy, żeby doprowadzić się do stanu używalności. Chociaż pewności nie mam. Nigdy takiej próby nie podejmowałam).
-Dwa ciasteczka hity (bo jak głosi hasło reklamowe: są hity jest impreza, czy coś takiego).
-Karton soku (również przeładowany cukrem, bo jak szaleć to szaleć).
-Telefon do mojej Leny informujący ją o potrzebie wspólnego upojenia się (bo przecież nie jedno Carol Rossi musi upłynąć, żebym się do końca z tym pogodziła. Taki telefon zdecydowanie wystarczył. Bo mam świadomość, że jest ktoś, kto mnie bezwarunkowo wspiera. Czy to w moich głupotach, czy to w mojej chwilowej żałobie).
-Oglądanie w tv debilizmów typu: Warsaw Shore (bo trzeba się dowartościować, że jednak reprezentuje się jakiś poziom. Żałość i ból. Ale cóż. Potrzeba chwili.), czy Ex on the Beach (swoją drogą zajebisty, chociaż debilizm. Bo wyobraźmy sobie sytuację: my i wszyscy nasi byli w jednym domu i oczywiście inni ludzie i ich byli to jest byli naszych byłych. U mnie to byłaby całkiem wybuchowa mieszkanka).
-I oczywiście całkiem na poważnie świadomość może nie faktu, że to ze mną jest coś nie tak. Znowu. Tylko taka, że ludzie mają o wiele poważniejsze problemy i sobie z nimi radzą, więc po prostu nie warto sie nad sobą użalać. Chociaż czas na żałobę jest potrzebny. Ot, czego się nauczyłam po semestrze psychologii społecznej.
-Chciałam jeszcze przejść się z moimi myślami, ale tutaj jest za mało przestrzeni, kiedy zza każdego winkla wypełzają i czyhają na mnie wspomnienia.
Co więcj mam program naprawczy. Po pierwsze: zakupy, bo jutro dostawa w lumpie. ;D Po drugie: do roboty! Zająć się czymś, co by nie mieć za dużo czasu na rozmyślanie. Po trzecie: robić wszystko na sto porcent tak, żeby nie mieć sobie niczego do zarzucenia, bo zarzucając sobie różne niedociągnięcia- dobijam się. Pewnie całkiem niepotzebnie. Na razie to tyle. Lepiej zrealizować te trzy punkty, ale dobrze.
I mam sprzeczne wizje. Romantyzmu i łupanki. I tego, że sobie uciekam, a ktoś za mną biegnie. On za mną pobiegł. On jedyny tak myślę. Cóż z tego, skoro to zepsułam. Naprawię!
I boję się tego, jak to będzie wyglądało. Jak mam się zachować. Udawać? Być wyniosłą? Wygarnąć mu? Oby jak najmniej w tym było nienawiści. Dopomóż!
"Kobiety oddają się wyłącznie mężczyznom o zdecydowanym charakterze, bo tylko tacy dają im poczucie bezpieczeństwa, tak im potrzebne do stawiania czoła przeciwnościom życia."
Gabriel Jose Gracia Marqez - Miłość w czasach zarazy
"Kiedy kobieta postanawia przespać się z jakimś mężczyzną, nie ma takiego parkanu, którego by nie przeskoczyła, fortecy, której by nie zdobyła, ani jakiejkolwiek normy moralnej, której nie byłaby gotowa złamać: i nie ma takiego Boga, który by ją powstrzymał."
I jeszcze jeden genialny Marqez
Inni użytkownicy: lamagorenwmoiwgustawek171sknerka1999pati991tymonmeowmaajqqviolenceviolencezajdertkamac89pa
Inni zdjęcia: 1464 akcentova:) dorcia2700Kora i seat. ezekh114"Urwana"droga andrzej73Urząd ma Święto bluebird11Późno już elmar^^ szarooka9325*** staranniemilczysz*** staranniemilczysz*** staranniemilczysz