Wydaje mi się, że otacza mnie jakaś skorupa, że mój świat jest idiotycznie mały i płaski. (...) Mam wszystko a jednocześnie czuję, że nie mam nic. Zaczynam nienawidzić przedmiotów, rzeczy, czy ty to rozumiesz? Nienawidzę naszej pralki, naszego telewizora, naszych mebli, tego wszystkiego, co można dostac za pieniądze. Wiem, stwarzają mi taki dom, bo chcą, żebym była szczęśliwa? Ale czy to jest szczęście...?
***
Wszystko rozbić o kant dupy. Po prostu.
Jest źle. Po prostu źle.
Moje poczucie własnej wartości sięgnęło zera. Ba spadło dużo poniżej.
Spotkań nie było i nie będzie.
Jestem nikim.
Zerem.
Śmieciem.
Nie nawet nie śmieciem.
Śmieci się zauważa.
A ja...
Bez sensu to wszystko.
I jeszcze Maciek dowalił dziś.
Po prostu nawet nie jestem godna, żeby się spotkać.
Żeby poinformować mnie, że nie będzie spotkania.
Nawet nie jestem godna usłyszeć przepraszam.
Bo po co.
Przecież nikogo nie obchodze.
Nikt nie liczy się z moimi uczuciami.
Ostatnio we mnie wiele żalu, wiele goryczy, wiele bólu. Nie wiem skąd. Bo niby rozum tłumaczy. Ale czuję, mocno czuję. A sercu nie da się wmówić. Wiele we mnie złych myśli. I bólu. I rozgoryczenia. I myśli,że już niewarto żyć...
Ps. Ktoś nad światem zmienił nieba błękit w chmur atrament...