Wilk stepowy, zabłąkany wśród nas, wśród miast i życia gromadnego - żaden inny obraz nie mółgby ukazać go dobitniej, jego trwożliwego osamotnienia, jego dzikości, niepokoju, nostalgii i bezdomności.
***
Wilk stepowy - ja...
Wróciłam fizycznie wykończona, psychicznie pobita...
To były niesamowite dni. Pełne luzu, relaksu, śmiechu, fotorelacji, tańców na stole i radości w mroku. Śmiech taki samowolny. Bo światłami w oczy. I teraz wystarczy hasło: Filip, a ja śmieję się do rozpuku i łzy ciekną ze śmiechu. Wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego. Przecież to moi nowi współtowarzysze. To dopiero początek naszej wspólnej drogi, a tu już takie numery. Strach się bać, co będzie później.
Do tego widział ktoś kiedyś szefa, który gotuje obiadki dla swoich podopiecznych??? Mi to się zdarzyło dopiero teraz. Szok, radość, wdzięczność i taka rodzinna atmosfera. Szkolenie udane. Szkoda tylko, że tak a nie inaczej. Zamykam oczy i słyszę. I widzę. I tylko jakoś zapachu mi brakuje. Tego specyficznego. Chemi. Ale co tam. Ważne, że pozostają miłe wspomnienia.
A teraz szara rzeczywistość i robota. Dziś do wieczora. Ale jakoś to będzie. Tak jakoś będzie. Ot co.
I tylko za oknem deszcz...
Ps.
Może kiedyś jeszcze nasze drogi skrzyżują się... nie zapomnę światów... jakie masz na źrenic dnie...