Niegdyś byłam czerwonym kapturkiem, którego pożarł wilk.
Bolało.
Później byłam Krzysiem, który porzucił Kubusia Puchatka w chwili,
kiedy słodkie chwile niewinności przepadły.
Przestałam też być Wendy.
Opuściłam Piotrusia Pana.
Dorosłam.
Za to nigdy nie byłam Kopciuszkiem.
Zabrakło mi pokory.
Nie byłam Julią, bo miłość niewarta jest śmierci.
Ani Śpiącą Królewną czy Śnieżką, które w letargu czekały na pomoc.
Nie chcę przespać życia.
A teraz, kiedy patrząc na malejący księżyc i widząc w nim uśmiech kota z Cheshire, wiem, że jestem Alicją.
Lekko zagubioną, ale jednocześnie odważną i śmiałą.
Alicją, która wie i rozumie, że na końcu może zginąć, ale nic sobie z tego nie robi.
Alicją, która tęskni za swoją sukienką.
Alicją, która w pamięci dalej ma zapach fajki Pana Gąsienicy i która dalej szuka króliczej nory.
Oraz Alicją, która jest jednocześnie białym królikiem i za którą podążają inni...
Pytanie tylko, kiedy i ta bajka sie skończy.