Dokładne stwierdzenia tego jak się teraz właśnie czuję. (;
Nie ma to jak się zarzekać, że wszystko jest okej i to ja przesadzam. ;)
Przecież chyba widzę jak jest, prawda?
No cóż, jakoś to przetrwam, hehe.
Tylko wkurwia mnie takie dogadywanie i te jebane bezsensowne smsy. ;)
Nie wiem w sumie jak to rozwiązać, bo nie wiem co mam z tym zrobić...
Nawet jak zacznę z Tobą rozmowę o tym, to przecież nic nie zmieni, bo jakoś Ty się tym nie przejmujesz...
Skoro masz wyjebane, to dlaczego mi tego nie powiesz? To jest najdziwniejsze. (;
Bo ja wolałabym komuś powiedzieć, że mam już na to wyjebane, niż udawać przyjaciółkę. ;)
Zobaczymy, nie mam pojęcia naprawdę jak to będzie dalej, ale jak ma to wyglądać tak jak teraz, to ja za taką "przyjaźń" podziękuję. ;)
Znajdę wreszcie kogoś, kto zasłuży na moją przyjaźń i ją doceni, a nie będzie jej wykorzystywał tylko i wyłącznie dla swoich korzyści.
Zmienię nieco temat z tematu przyjaźni, na temat miłości, hehe.
Nie ma to jak się popłakać w środku nocy, przez przeczytanie jednego zdania...
Dlaczego ja nigdy nie mogę być szczęśliwa? Dlaczego, gdy już chcę się z kimś związać, po tak długim czasie, nie wychodzi mi to, przez otaczających mnie ludzi? Dlaczego nie potrafię mieć wyjebane na nich, na ich opinię? Przecież to JA mam być szczęśliwa, nie oni!
Ale nie potrafię... Nie potrafię się z nim związać tylko i wyłącznie dlatego, że ma taką a nie inną opinię na swój temat... Przez to, że nawet moi "przyjaciele" nie potrafią tego zaakceptować i dogadują na każdym możliwym kroku... A to boli... To mnie właśnie boli najbardziej. Przyjaciele chyba powinni chcieć szczęścia swoich przyjaciół, prawda? Więc dlaczego nie mogą tego zaakceptować? Dlaczego muszę się z nim przyjaźnić, skoro ja też wreszcie chcę czegoś więcej, dlaczego? Najchętniej to wyjechałabym stąd, zaczęła wszystko od nowa... Najlepiej z nim. ;)
Wiem, że gdybym wyjechała, z nim, byłabym tak straaaasznie szczęśliwa! Wtedy nikt by nas nie oceniał, nie oceniałby jego, za jego przeszłość... Nie moja wina, że akurat w nim zobaczyłam coś więcej, niż inni... Że to przede mną się otworzył, pokazał mi prawdziwego siebie, a nie człowieka, którego udaje przed każdym innym... Może gdyby poznali go od tej strony, od której ja go poznałam, wszystko by się ułożyło?
DLATEGO CHCĘ WYJECHAĆ! CHCĘ ZACZĄĆ NOWE ŻYCIE, Z NIM, GDZIEŚ INDZIEJ! Bez tych ludzi, bez fałszywych przyjaźni...
Zawsze się broniłam przed miłością, ale teraz nie potrafię... Boli mnie to, jak do mnie nie pisze, boli mnie to jak się pokłócimy, boli, po prostu boli... Nigdy tyle razy nie płakałam przez kolesia, nigdy. A przecież podobno się tylko przyjaźnimy... Muszę mu niestety to wmawiać, bo nie chcę go stracić, a nie mogę z nim być... Oni przecież nawet nie akcpetują tego, że on z nami wychodzi na dwór, że na jakieś imprezy idzie z nami. Nie potrafią zrozumieć tego, że mi pierwszy raz tak cholernie zależy...
Nie wiem co mam robić... Mam naprawdę dość, chcę żeby wszystko się ułożyło.
Może za bardzo się nad sobą użalam, ale pewnie byłoby mi lepiej, gdybym z kimś o tym porozmawiała, niestety, nie mogę... Nie mam z kim, nie potrafię nawet... Nie potrafię się tak otworzyć przed kimś. Wiem, że jakbym opowiedziała to nawet tej mojej "najlepszej przyjaciółce" (chociaż nie wiem czy mogę ją jeszcze tak nazywać) to po prostu by mnie wyśmiała, od razu to powiedziała wreszcie, a ja bym tego nie przeżyła. Tyle razy już miałam te jebane myśli samobójcze, myśli, które wydawały mi się jedynym wyjściem... Albo chociaż próba samobójcza, żeby wreszcie ktoś zauważył to, że jest ze mną źle... Ale co mi to da? NIC! Lepiej przecież udawać, że wszystko jest okej, że nic mi nie jest... Ale to już mnie przerasta, mam dość, nie wiem jak to się skończy, naprawdę...
Cóż, zobaczymy, jutro może będzie lepiej, widzę się jutro z jedną z najważniejszych osób w moim życiu, mam nadzieję, że będzie lepiej... Że jednak ta przyjaźń nie jest jeszcze stracona, mam nadzieję...