Witajcie.
Dzisiejszy wpis jest moim ostatnim. Nie byłam tu długo, lecz wystarczająco, aby zauważyć, co się ze mną stało odkąd postanowiłam wznowić bloga. Te wszystkie akcje z prowokowaniem wymiotów, dostarczaniem organizmowi bardzo małej ilości kalorii, zwłaszcza w okresie dojrzewania. Późnego dojrzewania, ale jednak. Odkąd prowadzę tego bloga, nie jestem sobą. Na zewnątrz tego nie widać, bo zachowuję się tak samo, ale w środku czuję ból. A raczej czułam, bo zaczynam się z tego otrząsać. To był ból istnienia, spowodowany tym, że nie jestem idealna. Że nie jestem chuda i drobna. Miałam (i nadal mam) wyrzuty sumienia po każdym posiłku. Kończę to, dla mojego zdrowia i zdrowia mojej psychiki. Naprawdę Was uwielbiam, dziewczyny. Jesteście kochane, wspieracie, pomagacie i dajecie motywacje. Dzięki Wam, nie bolało tak bardzo, bo kiedy wchodziłam na photobloga, cieszyłam się, że znowu mogę pochwalić się tym, że zjadłam tak mało lub mogłam znaleźć wsparcie, jeśli zawaliłam. Wiem, że to nigdy do końca nie odejdzie. To ciągłe liczenie kalorii, chorobliwe uważanie na jedzenie, czy wymioty po nadprogramowym posiłku. Ale będę się starać i walczyć z tym. Nowy rok chcę zacząć pozytywnie i zdrowo. Nie będzie żadnych marnych 800 kcal. Będę nadal uważać na to, co jem i walczyć o szczupłą sylwetkę, ale nie takim kosztem. Mam nadzieję, że to zrozumiecie. To nie jest miejsce dla mnie. Nie wiem, czy kiedykolwiek wrócę tu, aby dodać jakiś wpis. Możliwe, bo wiem, że jeszcze nie raz będzie mnie tu ciągnęło. Jednak z pewnością nie będzie to już dziennik odchudzania.
Życzę powodzenia w Waszych zmaganiach w dążeniu do idealnej figury. Żegnajcie kruszynki. :*