Na wstępie: chcę z całego serca podziękować jednej z Was za to, że jest ze mną i wspiera mnie, pamięta. Dziękiuję Ci!
Nie mam ochoty na bycie. Wzięciep rysznica to wyzwanie, a co dopiero siłownia? Czasem nie jem, czasaem rzucam się na wszystko jak oszalała. W sumie i tak już jestem tłusta, więc co za różnica. Żeby zostać szkieletem musiałabym strasznie długo czekać. Taka powolna śmierć.
Persona Walcząca powoli odchodzi. Znika maleje. Choć wciągłam dziś 1180 kcal i nie ćwiczyłam nic niemalże to jakoś... nie mam siły być wściekłą.
Ludzie są gdzieś daleko. Nie stykam się z nimi. Chyba lepiej. Czytam "lalkę" i płaczę. Moja Izabela mnie zniszczy. Chodź chudziutka Belu! Baw się mną, a ja się zabiję. Sama nie weim co piszę. Chciałabym sobie zwymiotować, a co? Wolno mi.