Nie radze sobie.
Po raz pierwszy w zyciu przyznaje sie sama przed soba. Myslalam,ze sobie z tym poradzilam.Myslalam, ze bede silniejsza. Myslalam,ze minie czas,a ja wroce do zycia, do tego co bylo przedtem. Nie potrafie. Kazdy kolejny dzien to rosnace poczucie winy i wyrzuty sumienia. Nigdy wczesniej nie czulam sie tak winna. Nigdy nie czulam sie tak bardzo niepotrzebna, pusta, bezwartosciowa. Nikt sie nie interesuje tym,ze w ogole jestem na tym swiecie. Nikogo nie obchodze, nie jestem kochana ani szanowana. Zasluzylam.
Bardzo dlugo nosilam maske. Nie pokazywalam tego, jak bardzo jest mi zle, jak bardzo boli. Juz dluzej nie moge. Nie mam juz sily ciagle udawac ze jest w porzadku. Nic nie jest w porzadku. Bylam za bardzo dumna zeby prosic o pomoc. A gdy dume schowalam do kieszeni wiedzac, ze tej pomocy potrzebuje-bylo juz za pozno. Przez bardzo dlugi czas chcialam, zeby druga strone bolalo, zeby chociaz przez moment poczul sie jak ja. I popelnilam najwiekszy blad w zyciu. Nigdy sobie nie wybacze tego jakim bylam wtedy czlowiekiem. Wciaz kocham czlowieka, ktorego cholernie skrzywdzilam, krzywdzac siebie. Kocham kogos, kto juz nie chce miec ze mna nic wspolnego, kto juz nie chce nawet wysluchac ode mnie slowa "przepraszam" wypowiedzianego prosto w twarz. Nie potrafie bez niego zyc, chociaz bez kontaktu z tym czlowiekiem. Zostalam perfidnie olana i to na wlasne zyczenie.
Gdy wreszcie po bardzo dlugim czasie moge zasnac, to spie wieksza czesc doby. Kazde wstanie z lozka jest problemem. Kazde spotkanie z ludzmi jest koszmarem. Mam wrazenie, ze wszyscy dookola wiedza o tym jak wielka krzywde wyrzadzilam czlowiekowi ktorego kocham i ktory kiedys i mnie kochal. Nie moge spojrzec w lustro. Zzeraja mnie wyrzuty sumienia i nienawisc do wlasnej osoby.
Tyle razy chcialam z tym skonczyc... Ale nie mam sumienia zostawiac mamy samej. Czekam az moj organizm sam sie zwalczy. Tak bardzo chcialabym byc egoistka i zakonczyc ten koszmar...
Nie chce juz nikomu przeszkadzac, nie chce dla nikogo byc ciezarem,nie bede sie nikomu narzucac.
Po prostu chcialam byc dla kogokolwiek wazna. Chcialam czuc sie kochana, potrzebna. Bylam szczesliwa z nim. I wszystko rozjebalam...
Teraz juz wiem, ze sobie z tym juz nie poradze. A kazdy kolejny dzien boli coraz bardziej.
Marze juz tylko o tym,zeby wszystko sie skonczylo.
Nigdy wczesniej nie przyznawalam sie sama sobie do emocjonalnej porazki. Tak, przegralam.Jestem nikim bez kogos, kto byl dla mnie wszystkim. Ponioslam najwieksza porazke w zyciu. Porazke, ktora mnie zniszczy.