- Jak masz na imię ? zapytał dziadek po siedemdziesiątce. Ubrany był skromnie, na głowie miał kapelusz, a w ręku trzymał czarną skórzaną torbę.
- Kanae. odpowiedziała dziewczyna uśmiechając się do starszego człowieka.
- Jakie ładne imię. Eh.. ale te autobusy się spóźniają.
- Niedługo powinien podjechać. odparła Kanae odsłaniając z twarzy kosmyki włosów.
- No wreszcie odsłoniłaś swoje piękne oczka, miałem ci właśnie mówić. dziadek serdecznie uśmiechnął się i usiadł na ławce. W tym momencie podjechał autobus. No to w drogę.
Kanae zajęła miejsce, a obok niej usiadł jej nowy kolega. Starszy człowiek opowiedział jej historie ze swojego życia, w te kilka minut zdążył się przynajmniej kilkanaście razy zapytać jak ma na imię. No cóż, z pamięcią emerytów nie jest najlepiej.
- Mogę ci coś dać ? zapytał.
- A co pan ma ? zapytała zaciekawiona Kanae z nonszalanckim uśmiechem .
Otworzył on swoją torebkę i wyszukał w niej małe pudełeczko.
- Co to jest ?
- Prezent z okazji świąt. Proszę .
Kanae otworzyła opakowanie, w środku był puder do twarzy. Zaczęła zastanawiać się skąd stary facet ma takie rzeczy.
- Miałem zanieść dziewczynie mojego znajomego, ale akurat ich nie było. Więc daję to tobie.
Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie. Dziękuję .
Ironia losu. Siedemdziesięcioletnie dziadki mają więcej odwagi by zagadać do dziewczyny niż porządni, fajni chłopacy.
Pozdrowienia dla pana z autobusu .