Samobójczo Ci uległa jestem.
Łykam plankton obietnic,
tragicznie miękka.
Widzisz Dziecko, uśmiech to taka krzywa, niepewna linia, która wegetuje, która potwierdza byt i nic poza tym. Być może myślenie o przeszłości wcale takie złe nie jest. W końcu wracam i do tych pięknych chwil. Momentów, gdy wszystko było w zasięgu ręki, mogliśmy zdobywać szczyty i iść własnymi ścieżkami górą ambicji. I jeśli nie teraz, tutaj, w tych czterech ścinach, wyobcowana ze świata żywych, to kiedy? Pytam kiedy.Byłam sobie ja, teraz jestem nieco zardzewiała, z potarganymi marzeniami, nienawiścią do swego wnętrza. Bo chodzi o to, aby nie upaść za daleko od siebie, nie płakać nad rozlanym mlekiem, przecież zawsze można kupić nowe. Nowe życie, nowy los, nowe przeznaczenie. Nowość tego co starsze smakuje najlepiej, dodaje wytchnienia i ulgi. I wina mi dajcie też. A teraz oczekuje rozpadu rodziny. Takiego niewinnego przekształcenia życia, które będzie skutkować do mej śmierci. Pakuję się i jadę do Niego. Mój smutek lubi towarzystwo, lubi przygnębiać, dobijać..
Nie mam trzynastu lat,
wyznaję tymczasowość - ale zależy mi na Nas,
tak zwyczajnie,
po ludzku,
bardzo mi zależy.