Nie jestem minimalistą. Muszę to stwierdzić - nie jestem i nigdy nie byłam. Nic nie zmusi mnie, żebym się nim stała.
Minimalista powiedziałby, że stan zadowolenia jest już na tyle przyjemny, iż marzenie o szczęściu byłoby nieprzyzwoitością. Ja jestem gotowa o tym marzyć. Marzyć o pełni szczęścia i o czymś lepszym, mimo, że teraz jest już naprawdę w porządku.
I przypomina mi się rekolekcyjny poniedziałek i 'Rycerska'. I Ci śmieszni ludzie z VI LO. I zdjęcia. I spacerowanie bez celu. I 'marcinka' - tak, przede wszystkim to.
Bo znów spędziłam 8 godzin na rozmowach o niczym i równicześnie o wszystkim. Nie przypomnę sobie o czym rozmawiałyśmy, ale wiem dużo. Czasami może, aż zbyt dużo. Ale przyjażń warta jest chyba wszystkiego.
I od teraz już wiem, że jestem w stanie zrezygnować z czegoś co mogłoby wreszcie sprawić, że będzie lepiej. 'Najlepiej' - możneby powiedzieć. Potrafię cenić to, co robią dla mnie inni i im się odwdzięczać. Stanąć po tej stronie, która mnie potrzebuje.
Szkoda tylko, że znów się nie udało. Ale kiedyś na pewno. Na pewno...
Lubię sobie przypominać pewien czwartkowy koncert. W ogóle czwartki są jakieś wyjątkowe. Może tylko w czwartki można tak czuć muzykę Waglewskiego?
Dziękuję.
A na koniec chciałabym tylko wyrazić ogromne współczucie osobom, których opanował idiotyzm. Błaznów, którzy myślą, że wartają więcej niż reszta świata. Szkoda, że można się tak bardzo zmienić i zgłupieć.
Naprawdę bardzo mi ich żal.Zdjęcie z dnia w którym świętowałyśmy 18stkę Klaudii.
I chyba przestaję być taką okropną egoistką. Może to i dobrze?