07.03.2012
Cztery miesiące temu, jakoś po godzinie 22, stałam w zimnym holu CEFu, przed salą konferencyjną i czekałam na spowiedź. Iga stała obok i przytulała mnie, gdy mój wychowawca podszedł i powiedział że mama do niego dzwoniła i że nie odebrał. Moje serce zaczęło bić szybciej, on odszedł, a ja pobiegłam do pokoju. Poczułam że coś się stało. Wpadłam do pokoju i nie mogłam znaleźć telefonu. Gdy już go znalazłam ani do mamy, ani do taty nie mogłam się dodzwonić. Więc zadzwoniłam do brata i powiedział żebym się nie denerwowała bo wszystko jest okej i zaraz da znać rodzicom. Więc po chwili odebrałam telefon od taty, spokojnym głosem mnie uspokajał i mówił że jest okej. Odłożyłam telefon ale i tak im nie wierzyłam. Ze łzami w oczach wróciłam na zimny korytarz. Iga przytuliła mnie i sama poszła do spowiedzi. Czekałam chwile, Wiktor wyszedł z łazienki i zaczął ze mną rozmawiać, w tym czasie ks wyszedł z sali konferencyjnej po spowiedzi z jedna z uczennic i poszedł zakończyć adoracje w kaplicy. Więc wraz z Igą i Wiktorem wróciliśmy do kaplicy. Kiedy adoracja się skończyła było około godziny 23. Co było dalej? Spowiedź, kilku godzinna rozmowa w kaplicy, telefony Adriana i uspokojenie go.
Gdy rano już wstaliśmy, ogarnęliśmy się, zjedliśmy śniadanie. Po miedzy śniadaniem, a mszą w końcu moi rodzice skontaktowali się z wychowawcą i reszta opiekunów się dowiedziała co się stało. Po mszy ostatnie pakowanie, podsumowanie i wyjazd. Szczęśliwa wracałam do domu, nic nie świadoma. Już byliśmy niedaleko Ustki, więc dałam znać braciszkowi że niedługo będą. Dostałam SMSa z odpowiedzią że przyjdą po mnie. Pomyślałam że pewnie z jakimś kolegą. I zaczęło robić się coraz dziwniej. Wysiadając z autobusu, wzięłam walizkę i chciałam już dzwonić do brata gdzie jest lecz zatrzymał mnie ks. Nie wiedziałam o co chodzi, po co miał mnie zatrzymywać. Spytał gdzie mój brat i poszliśmy do niego. Gdy przyślijmy do nich stał mój kuzyn z bratem wraz z opiekunami wyjazdu i zapadła cisza gdy mnie zobaczyli. Byłam zdezorientowana. Ks przytulił mnie i powiedział że jak coś to mogę do niego przyjść i że mam się trzymać. To było dosyć dziwne. Gdy zapytałam co robi tu mój kuzyn zaczęli mi coś wkręcać. No ale okej. Idziemy niosą mi rzeczy, śmiejemy się, gadamy. Gdy Kuba dowiaduje się że mam żelki w plecaku to zaczął ich szukać, ale zabrałam mu plecak i się przytuliłam do niego i tak szłam. Milan powiedział że idziemy na obiad do babci. Nie chciałam iść bo byłam zmęczona no ale jednak wyszło że idziemy. Nic nie świadoma, szłam przytulona do plecaka.
Byliśmy już blisko klatki dziadków. Zauważyłam jakąś kartkę, okazało się że to nekrolog. W jednej chwili plecak runął w dół, a ja zostałam złapana przez brata. Jedna kartka zniszczyła całe szczęście... Zostałam wprowadzona do mieszkania babci. Cała we łzach, zdjęli mi buty, dali pic. Przez co najmniej 10 minut siedziałam na kanapie bez słowa.
Kolejne minuty były cierpieniem.. Kolejny dzień był cierpieniem.. Wspomnienia bolą..
A dziś mijają 4 miesiące od tego dnia. Od dnia, w którym zabrakło dziadka..
A.