od kiedy pamiętam mam umysł ścisły, dla mnie wszystko powinno być czarne lub białe, a kiedy tak nie jest - irytuję się. kiedy nie potrafię rozwiązać problemu - odsuwam go na bok i udaję, że mnie nie dotyczy. ale co zrobić, kiedy problemu nie da sie odsunąć? kiedy dotyczy on bezpośrednio ciebie i jest twoją codziennością? kłócę się z własnymi myślami, wmawiam samej sobie, że to wszystko to kwestia przyzwyczajenia. i tak ciągnę z dnia na dzień, byle do tego - no - przyzwyczajenia.
szukam jakichś starych plików, coś a`la pamiętników, przeglądam stare zdjęcia, jakbym miała nadzieję, że właśnie tam znajde odpowiedź. czytałam je już przecież setki razy, ale jest nadzieja, że właśnie tym razem powiedzą mi coś nowego. analizuję je więc kolejny raz, z coraz to innej perspektywy i, jak łatwo się domyślić, nie znajduję tam nic nowego.
ciągnę z dnia na dzień do przyzwyczajenia, ale to trwa już dwa miesiące, a ono nie nadchodzi.
sytuacja, w której jestem mnie przerasta.
lepiej nie da się tego ująć.