totally burnt, totally red, totally happy!!!
dwa wypełnione po brzegi dni i jeden dzień ....zupełnego ...złego ...niepoprawnego lenistwa, AYE!
tak się zastanawiam...i doszłam do wniosku, że powinniśmy się złożyć na czekoladę dla zancego męża, dzięki któremu w końcu trafiliśmy do celu. Bo kto wie, ile zacnych dróg byśmy jeszcze przeszli i pozawracali, gdyby nie ON?
jesteśmy taaaaacy alternatywni! (nie tylko dlatego, że przeżyliśmy koniec świata)
szok! jestem taka alternatywna, że nawet nie mam zamiaru szukać ciuchów w lumpie- to zbyt mainstreamowe- będę szukać po śmietnikach!
no i jeszcze jedna rzecz...jaki świat jest mały. kto by pomyślał, że spotkamy się akurat w jednym kinie, w jednej sali, o tej samej porze (bo że na jednym filmie to wiadomo), no kto? :)
ok, jak sobie pomyślę, że juro poniedziałek to mam minę jak pan powyżej.
pewnego dnia...pójdziemy na całość!
http://www.youtube.com/watch?v=CqHTScDBsDU
i tym miłym akcenetem postanowiłam zakończyć tydzień.