"za ten papieros tuż po"
Mój pokój śmierdzi papierochami, dym tytoniowy wniknął chyba wszędzie, a może tylko mi się tak wydaje, bo w całym swoim życiu wypaliłam dwa papierosy i drażni mnie ten fetor horrendalnie. Dziwi mnie, że nadal to czuję, w końcu po jakimś czasie powinnam była przyzwyczaić się do quasi-aromatu tytoniu i całej gamy innych substancji zawartych w papierosach.
Nie zrobiłam przez weekend jeszcze niczego pożytecznego, a przyjmniej niczego praktycznego biorąc pod uwagę wizję poniedziałku, który stoi nade mną niczym bezlitosny oprawca i czeka aż będę skamleć o litość tylko po to, żeby właśnie w momencie słabości i załamania nerwowego zadać ostatni cios.
Czasem mam wrażenie, że stoję w miejscu, mam nogi zatopione w betonie, a cały świat krąży z zawrotną prędkością wokół mnie, próbując przyprawić mnie o mdłości. Są jednak również takie chwilę, podczas których zdaje mi się, że to ja gnam do przodu, na łeb, na szyję, a wszystko dookoła stoi i patrzy na mnie z czymś na podobieństwo politowania. Zastanawiam się, czemu nigdy nie jest tak, że odczuwam idealną harmonię, boski konsonans z rzeczywistością? Żądzą mną niezgodności, rozbieżności i rozdźwięki.
Dbajcie o siebie i o innych.