prywatny chodnik odnaleziony w skrzynce
Lubię pogodę, taką aurę jak dzisiejsza, kiedy niebieskie niebo i słońce zapowiadają nadejście wiosny, jednak temperatura i wiatr smagający policzki przypominają, że zima nie odeszła. Lubię zapach powietrza w takie dni, jeśli wiesz, o jakim zapachu mówię... To powietrze pachnie inaczej, zapach nasila się wieczorem. Staje się wtedy upajający, narkotyczny, kręci się od niego w głowie. Odbiera świadomość. Nie myśli się o niczym, tylko o tym zapachu w nozdrzach. Ma się przed oczami łąki i kałuże, w które miło się wchodzi. Oprócz zimna na dłoniach, nie czuje się nic. Dlatego lubię taką pogodę.
Lubię też zapach prania, takiego dopiero co wysuszonego. To taki normalny zapach, zapach powszedni, zapach rutynowy, trywialny; zapach, który mówi: "wszystko jest w porządku", przekonuje usilnie, że jest, jak być powinno, że wszysko jest na swoim miejscu; zapach, który intensywnością aromatu płynu do płukania tkanin tworzy najdoskonalsze pozory.
Lubię leżeć, patrząc w sufit, zamknięta w pokoju, w ciszy, absolutnej ciszy, niezmąconej, całkowitej i samowładnej. Jestem zamknięta, jak pomieszczenie, w którym przebywam i mogę się łudzić, że (na wzór tej analogii) we mnie także wszystko jest poukładane, poukładane jak książki na półkach, jak płyty, jak rysunki posegregowane w teczkach, jak zeszyty w szufladach, jak pamiątki w pudełkach i ubrania w szafie.
Lubię spać cały dzień, przeczekując godziny jasności, kiedy wszystko jest ewidentne, budząc się wieczorem, kiedy przez okno wlewa się czerwony blask, lecz przytłumiony, przygaszony; blask zasypiającego słońca. Siadam wtedy przy biurku, w ciemnym pokoju i napawam się tym, że przetrwałam kolejne parenaście godzin, tryumfuję.
Skoro lubię to wszystko, czemu, pytam samą siebie, jestem wciąż nieszczęśliwa? Czasem, owszem, szklanka wydaje mi się do połowy pełna, jednak jakże boli, gdy okazuje się to chwilową słabością, mirażem tak widowiskowym jak w Cieśninie Mesyńskiej. Mówię: "jestem szczęśliwa", ale okazuje się to być perfidnym kłamstwem, obłudnym mydleniem oczu. Robię testy osobowości, 4w5, melancholik, introwertyk, INTj, usprawiedliwianie samej siebie, uzasadnianie stanu rzeczy. Jestem po prostu nieszczęśliwa. Jestem permanentnie nieszczęśliwa.
Lubię, gdy coś zaczyna mnie boleć, tak leciutko, gdy jeszcze ból można nazwać ćmieniem. Wtedy zaglądam do kubka, sprawdzając ostrożnie, w obawie przed rozczarowaniem, czy została jakaś resztka owocowej herbaty, przesłodzonej owocowej herbaty o smaku owoców leśnych. Wkładam ręke do kieszeni bluzy, w której się ukrywam, w której rękawach chowam dłonie, dotykam szklanej fiolki. Sprawdzam, czy nadal jest gładka, nieco zimna, czy nie jest zbyt lekka. I wszystko jest dobrze.
Dbajcie o siebie i o innych.