Kochany koń!
Wczoraj warsztaty w Makoszce i dzisiaj ćwiczenia na Bójce. :) Masaż chyba się podobał kobyle. Najpierw stała i patrzyła się na nas jak na idiotki, takim uroczym zdezorientowanym wzrokiem. :D Największe usztywnienia w szyjce, trochę w zadzie, ale, co mnie zdziwiło, plecy są raczej w porządku (mimo, że na ogół chodzi w paskudnym siodle). Także aż tak źle nie jest, jak wczoraj myślałam. :D Na jeździe już na rozstępowaniu zaczęła żuć wędzidło, ale kurczę nigdy, nigdy, nigdy tak się nie śliniała. Ślinotok dosłownie. :) Całkiem prawdopodobne, że to przez rozmasowanie szyi. Tak sobie przynajmniej wmawiam. :)
ps: Znalezienie mięśni pod tą warstwą tłuszczu było nie lada wyzwaniem, ale dałyśmy radę. :D :D
Jutro znowu do Bójki, może do stajni i wypadałoby nadrobić lekcje z dwóch dni. :(