Gabrielle.
Ten wyjazd był czymś w rodzaju zbliżenia. Gadaliśmy całe dnie a wieczory spędzaliśmy wtuleni siebie. Cieszyliśmy się ostatnimi dniami wakacji. I samotnością.. Rano wstałam wypoczęta, przeciągnęłam się. Nathaniela nie było. Ta noc była wyjątkowa i nie żałowałam jej. Ubrałam się i wyszłam przed namiot. Do namiotu była przypięta karteczka. "Pewnie przeczytasz ją jak się obudzisz i pomyślisz że zwiałem, poszedłem tylko do lasu po drewno, robi sie coraz chłodniej, kocham, N." Zrobiło mi się od razu ciepło, usiadłam na brzegu wzgórza. Pooli liście spadały z drzew, robiło się żółto. Nadchodząca jesień dawała o sobie znać. Rozejrzałam się. Nikogo nie było. Przymknęłam powieki. Gdy otworzyłam oczy przede mną dryfowały liście tworząc dziwne kręgi i wzory. Pstryknęłam palcami a liście zapłonęły i popiuł spadł na trawę. W tej chwili usłyszałam głos Nathana.
- Co to do cholery było ?!
Wydawał się być zdziwiony i przerażony tym co widzi. Odróciłam się do niego spłoszona. Podniosłam się i zaczęłam iść w jego kierunku ale on się cofał. Cholera, nie tak to sobie wobrażałam. Miałam zamiar mu o tym powiedzieć ale nie w ten psosób. Nie tak! Przełknęłam ślinę. Łzy płynęły po jej policzkach. Zaraz się zaczną wyzwiska typu : wiedźma, tu nie ma miejsca dla takich jak Ty, itd. Usiadłam na trawie szlochając głośno. Nathaniel odłożył drewo i usiadł obok. Z widocznym wahaniem przytulił mnie do siebie.
- Jesteś czarownicą prawda? No już dobrze, nie płacz... Ciii.. Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś ?
- Bałam się Nathanielu, rozumiesz ? Bałam się że nie zaakceptujesz mnie taką jaka jestem.. Jestem wiedźmą, ostatnią z mojego rodu.. Wyginiemy.. Traktują nas jak śmieci bo nie potrafiimy utrzymać Maxwellów przy życiu.. Gdyby nie moja matka.. gdyby nie wyszła za mąż na siłe za jedynego mężczyznę w rodzie.. Miał 40 lat a ona 23.. Mnie by tu nie było.. Moja siostra nie odziedziczyłap o matce genów.. Ode mnie zależy los czarownic..
Wybuchnęłam płaczem, a Nathaniel.. Nathaniel godzinami przytulał mnei i uspokajał. Dopiero koło południa byłam wstanie na niego spojrzeć. Widziałam w jego oczach troskę, zmartwienie i co najważniejsze.. akceptację. Odkaszlnęłam.
- Już dobrze kochanie, już jest dobrze.. Pozbierałam się, możemy coś zjeść ? Głodna jestem..
Roześmiał się radośnie, przycisnął mnie do siebie i pocałował namiętnie. Kiedy się od siebei oderwaliśmy byłam cała czerwona. Odetchnął i wstał. Pomógł mi wstać. Weszliśmy do namiotu by przygotoać coś do jedzenia. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.. A Nathaniel.. to mój największy skarb !
*** KONIEC. ***