Jestem okropnie rozdarta...
Codziennie w drodze na uczelnie mijam znajome dwójkowe nauczycielsko-uczniowskie twarze, podobnie jak okolice naszego kochanego Pobożniaka i za każdym razem mam ochotę zmienić trasę i tam wejść.
Z jednej strony cieszę się bardzo, że nie muszę już się uczyć tej głupiej matematyki, fizyki, geografii!, biologi, ani tym bardziej przechodzić jeszcze raz tej głupiej matury i w końcu mogę się zająć swoim ulubionym przedmiotem i to rozszerzonym od każdej możliwej strony, ale z drugiej strony... potwornie tęsknie.
Tęsknie Z CAŁYCH SIŁ.
Nie mogę się doczekać każdego kolejnego dnia w nowym otoczeniu, taka jestem ciekawa, a jednocześnie najchętniej wróciłabym do starego.
I ja miałam wyjechać? Zapłakałabym się na śmierć...