Przechadzam się często późnymi wieczorami wzdłuż kasztanowych alejek...
I nie wiem dokąd idę...
Wtedy jest tak cicho, żółte już liście lecą z wiatrem w różne strony,
a ja się przechadzam, podnosząc raz po raz kasztany i chowając je do kieszeni.
Gdy w końcu dojdę na koniec alejki, tak po prostu zawracam i idę z powrotem...
Nie mam pojęcia gdzie Ci wszyscy ludzie się podziali, ale nie ma nikogo.
Nie sądziłem, że tak przykrym doświadczeniem jest samotne jedzenie obiadu.
Nie sądziłem, że tak trudno zasnąć gdy jest się samemu w nieznanym jeszcze miejscu.
Nie sądziłem...
Tylko czasem ktoś obcy przejdzie obok mnie,
a potem zamknie z hukiem drzwi starej kamienicy; i znów jestem sam, na ciemnej ulicy...