Czwartek wieczór w zasadzie noc. Dzwoni do mnie dziewczyna kumpla. Gadamy o tym jak możemy mu pomóc. Rozmowa ciągnie się w nieskończoność. Temat zmieniamy od pogody po niego, a potem gadamy o pierdołach. Staram się jak zawsze potrzymać na duchu. Tłumaczy, że po nocy i ciężkich chwilach zawsze wschodzi słońce i dobre dni. Ona powoli traci siły, nie wie czego chce. Jej akumulatory są chyba popsute - potrzebuje chwili przerwy. Tak trudno jest pomóc kiedy nie wie się wszystkiego. Stoję na cienkiej linie między kumplem a niedawno poznaną dziewczyną - jego dziewczyną. Pod koniec rozmowy mam wrażenie, że nieco ukoiłem nerwy i uspokoiłem rozmówce. Czuje spokój. Piątek, Jest wczesna godzina właśnie zbieram się by wyjść. Zbieram śniadanie i staram się ogarnąć. Brak snu dobija sprawa, że najprostsze rzeczy sprawiają niebywałą trudność. Wsiadam do samochodu i jadę do pracy jak co dzień. Mam nadzieje, że spotkam kumpla i pogadamy. Zeminie coś pomogę mu wstać i znaleźć właściwą ścieżkę. Tego dnia chciałem coś wywalczyć dla niego, wyryć mu w głowie dziurę i ładować do niej jakiekolwiek ideały. Dzwoni do mnie, odbieram. Słysze, że źle się czuje - nie będzie go dzisiaj a ja mam jechać prosto do biura. Dziwne ale ok, myślę-pojechałem do biura. Było ładnie. Pogoda ok, ludzie ok wszystko nice, tylko jego nie było. Zastanawiam się czy mam dość siły by mu pomóc. Powoli nie chce odbierać jego telefonów i znów słuchać jego przybitego głosu. Dzień dobiegał końca a on zadzwonił. Myślał długo nad wszystkim. Skontaktował się z psychologiem myślę, że to mu bardzo pomogło. wcześniej jak wracaliśmy samochodem od dziewczyny chciałem by znalazł cel. Cel dla którego warto walczyć. Powiedział mi wtedy, że on nie ufa sobie a co dopiero zaufać innym. Wybrałem cel za niego nie wiem czy dobrze zrobiłem. Celem tym jest by pracować nad sobą na tyle by dziewczyna przestała się bać przebywać z nim, a on sam by mógł jej zaufać. On jednak jakby schował ten cel głęboko i pozornie go odrzucił. Jednak po spotkaniu z psychologiem przeprosił mnie za całą akcje poprzedniego dnia. Postawił sobie cele w tym mój. Cieszyłem się ujrzałem promyk nadziei. Gadaliśmy tak kilka minut. Dzień skończył się i już myślałem że rano wstanie słońce. W sobotę wstałem popołudniu, pojechałem po paliwo i skosiłem trawnik. Nie ma go nie odzywa się ona też nie pisze zaczynam się martwić co z nimi. Dostaje wiadomość, że Ziomek jest w szpitalu - olewam ją. Tyle razy już ściemniał z tym szpitalem, że myślałem, że to kolejny raz. Zadzwonił do mnie parę godzin później. Mówił że był w szpitalu po receptę na leki które mu się skończyły. Łapiąc go w pułapkę by wywnioskować ile w tym wszystkim prawdy zapytałem czemu nie polazł do przychodni. Jest sobota powiedział, mieszka na zadupiu nic dziwnego, że przychodnia mogła być zamknięta. To był pierwszy dobry argument z jego ust od bardzo dawna. Dostałem wtedy wiadomość od jego dziewczyny że obdzwoniła wszystkie szpitale, by dowiedzieć się czy jest to prawdą. Okazało się, że jej też to napisał. W zasadzie fajnie nareszcie zaczyna mówić o swoich problemach. Nigdy tego nie robił. Zawsze wymyślał problemy by zwrócić swoją uwagę. Jednak tym razem było inaczej to, że jest sobota nie było jedynym argumentem. Jego rodzice zdają się potwierdzać wersje o jego pobycie w szpitalu. Trochę mi głupio, że go wtedy olałem. Ale nie dziwie się sobie w końcu tyle razy zrobił wszystkich w konia. Dzwonił później przez neta. Powiedział mi, że bardzo się martwi. Otrzymał od niej sms'a o treści zbliżonej do stwierdzeni. Jesteś żałosny z tym szpitalu - zjebałeś. Załamał się. Rozmawialiśmy o tym, że to nie koniec świata. Jeszcze ma szanse i może jej pokazać, że jednak mówi prawdę i stara się mówić o swoich problemach. Dla mnie to naturalne rozmawiać z innymi, nie wiem co by było gdybym tego nie robił. Dlatego szacun dla gościa który przez większość czasu siedział sam i z nikim nie rozmawiał a teraz powoli zaczyna. Gadając tak z nim o wszystkim i o niczym widzę jaki on jest samotny, jak bardzo potrzebuje wsparcia i motywacji do działania. Zawsze mówiłem mu, że boi się samotności. Wiedziałem to bo wiem jak się zachowywał, ile kosztowało go coś co dla mnie było pryszczem a dla niego wielkim stresem. zastanawiam się czy mi go nie żal. I nadal tego nie wiem. Wsparcie i zaufanie są prawdziwą siłą a on dopiero teraz szuka tego i co więcej bierze. Powiedział mi pierwszy raz że boi się samotności. Może to głupie ale ucieszyłem się widzę w nim człowieka. Jednak nadal chce by po miesiącu jego dziewczyna po prostu z nim zamieszkała. By mógł pokazać jej jak bardzo się zmienia i by widziała, że codziennie pracuje nad sobą. Na razie ma tylko jakieś misje na bani które są mało realne. To (jak by się nie udało) wyjechać za granice, albo do Wrocławia. Żartuje, że za granice to się nie dogada. Odpowiada mi, że przynajmniej umrze. Myślałem, że ten temat mamy już za sobą ale jak widać jeszcze czasami powraca. Ale Nie trwało to długo zaczynamy nawet śpiewać sobie przez komunikator. Zaczyna dostrzegać małe rzeczy z których można czerpać radość. Nawet kazałem mu udostępnić to na portalu społecznościowym. Taki dobru utwór zasługuje na rozgłos. Nareszcie w jego sercu między mrokiem i samotnością gości radość. Nareszcie czuje sie dobrze gadając z nim, nie czuje już tego super ekstra stresu. Słuchamy kawałków w stylu gimbazy i śmiejemy się. Czas leczy rany, pewnie uda mi się go przekonać do zmiany zdania. Puki co mówić do niego to jak grochem o ścianę. Jednak zaczynam słyszeć echo.
Inni zdjęcia: *** staranniemilczysz*** staranniemilczyszMożna się zrelaksować. ezekh114Piękne *.* beatq15Mała agitacja. ezekh114... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24