Opowiem wam historie o pewnej znajomości, która ma szanse na pięknie zakończenie. Możliwe jednak, że ta historia skończy sie dramatycznie dzisiaj jutro za tydzień lub miesiąc. Historia o Ludziach ich słabościach i dążeniu do szczęścia.
Rozdział 1 - Walka z wiatrakami.
Gdzieś daleko, hen za blokiem była firma z masą okien. Nie były to zwykłe okna, za nimi pracowali w pocie czoła ludzie ogarnięci chęcią pieniędzy i miłości. Problem jednak w tym, że obie te rzeczy połączyć jest nie łatwo. Są tacy którzy pracują ponad siły mają dom rodzinę i samochód. Są też tacy którzy pracują bo muszą i tacy co pracują bo chcą. Ja pracuje bo chce jednak ten dookoła którego toczyć się będzie historia pracuje bo musi. Mieszka sam w czterech ścianach małego ponurego pokoju gdzieś na granicy miasta. Cały czas samotny, zestresowany i z głową w chmurach. Pewnego dnia poznaje dziewczynę fajna, ładne oczy średnio długie - rude włosy. Po jakimś miesiącu postanawiają zamieszkać razem, Ona znalazła prace w tym samym mieście On dostosował swoje plany do niej. I mieszkali sobie tak jakiś czas. On zmęczony po pracy wraca do domu, ona czeka na Ziomka ciekawa co tam u Niego. Wszystko do czasu kiedy czas który mieli dla siebie zaczynał bezpowrotnie gdzieś uciekać jak by rozpędzany przez wiatr. Wieczne kłótnie, jakieś zgrzyty, trochę miłych dni i dobrych ale po nich czas jest podły. Ona ciągle tym zmęczona, że on wraca też zmęczony o problemach nic nie gada tylko w nerwach ręce składa. Nic niestety nie trwa wiecznie Ona z płaczem On w robocie. Rano zadzwonił telefon jeszcze pewnie było szarawo za oknem, dni takie jak ten coraz częściej gościły na miejskich ulicach. Ten dzień jednak był inny od wcześniejszych jej rodzice postanowili zabrać roztrzęsioną dziewczynę do domu za miasto, Ona zdążyła tylko zostawić krótki list który w skrócie mówił o tym, że za miesiąc para znów się zobaczy a Ona sama wraca do domu. Tego dnia miałem w planie wypić piwo z kumplem i rozluźnić się trochę, zmęczeni po pracy podjechaliśmy pod pokój w którym mieszkał On z dziewczyną. Miał tylko zabrać laptopa, miał to być miły wieczór z lolem i browarkami w rolach głównych. Jednak po chwili podbiegł do szyby samochodu i powiedział - Proszę zawieź mnie na wieś do dziewczyny, zapytałem tylko po jaką cholerę, On odpowiedział tylko, że odeszła. Nie zastanawiając się długo powiedziałem ze ma wsiadać i zawiozę go gdzie chce byle by mówił gdzie mam skręcać. Na początku powiedział tylko prosto i w prawo już wtedy wiedziałem, że nie jest dobrze. Był roztrzęsiony i widać było w jego oczach strach przed stratą ukochanej. Jak by przez mgłę podawał kierunek jazdy, odpalając papierosa jednego po drugim i biorąc wdech między jedną łzą a kolejną. Droga dłużyła się przez całą wieczność. Miasto o zmroku wydawał się być strasznym i odpychającym miejscem. Światła przerywające mrok stawały się coraz intensywniejsze a noc jak by wygrywała z dniem. Czułem, że stanie się coś niedobrego, próbowałem wspierać przyjaciela jak tylko mogłem, szukając racjonalnego wyjaśnienia sytuacji. Po długiej drodze zatrzymałem się jakieś 20m za domem dziewczyny Ziomka. Wybiegł,, zdążyłem tylko powiedzieć żeby nie krzyczał na Nią. Chciałem z nim chwile pogadać zanim wyjdzie, kopnąć go na szczęście cokolwiek - nie zdążyłem. Widząc jego sylwetkę w lusterku wstecznym oddalającą się w nieznanym mi kierunku zapaliłem papierosa i nagłośniłem muzykę, by być ponad tym i złapać własny rytm. Mijały minuty sekundy i ich setne części które czuć było niczym krople deszczu rozbijające się o wirujące śmigła wiatraka. Po czasie przychodzi Ona, pyta czy może wejść, i tak chciałem z nią zamienić parę słów, poznać sytuacje by pomóc kumplowi, gdzieś w środku wiedziałem, że przyjdzie. Wsiada, zaczynamy rozmawiać. Dowiaduje się tego i owego Ona wykazuje strach przed nim, nie wie jak mu pomóc nie wie jak z nim rozmawiać powoli zatracając poczucie własnej wartości myślała, że jest twarda, że wytrzyma - pękła. Opowiadała dobrych kilkadziesiąt minut co i jak dlaczego tak a nie inaczej. Poprosiła o pomoc, bym był przy nim pomagał mu i wskazał drogę pokazał, że jest nadzieja. Chciała tylko jednego miesiąca na naładowanie baterii i czas dla niego by postarał się zrozumieć co robił i jak bardzo ją ranił, odeszła rzucając - Proszę pomóż mu. Widzę w lusterku jak podchodzi do niego i chwile rozmawiają ona wchodzi do domu zamakając drzwi on idzie. Chwila nie idzie w moją stronę! Odpalam więc i jadę w jego kierunku, otwieram okno i drę ryja stary wsiadaj jedziemy na chatę, musimy porozmawiać! On nic, idzie z ta swoją miną psa który tak dostał po dupie że nie chce mu się nawet jeść schabowego nadziewanego boczkiem. Wyprzedzam typa i staje kawałek przed nim, zapalam papierosa i czekam. Paląc obserwuję typa w lusterku opiera się o płot i wali pięścią w betonowy słup. Spaliłem. Wysiadam i mówię do kumpla. Musimy poważnie porozmawiać, dawno nikt mnie tak nie wkur*. Mówi mi, że jego życie straciło sens, że nie ma dla kogo żyć, jedyna osoba którą kocha odeszła. Stary wsiadaj zamknij ryj i słuchaj - mówię. On, nic smęci te swoje nie bo nie dlaczego nie bo nie - jak ja to kur*a kocham. Mówię muszę się odlać jedziemy stąd pod drzewa. Łaskawie wsiadł zakładając kaptur i odpalając papierosa. po chwili mówi - stój i otwiera drzwi, staje. Jazda z otwartymi drzwiami jest słabym pomysłem. Wychodzi, idzie pod drzewo lać, korzystam z okazji idę pod drugie, on kończy wcześniej. Leje w spokoju, pacze, a on oddala się polną drogą w stronę wschodzącego księżyca. Idę za nim zamykam po drodze samochód. Patrze w jego stronę on uśmiecha się i stoi w jednym bucie. Dochodzę do niego i pytam gdzie masz but, pojebał* a on w krzakach razem z kamieniem. Idę po tego buta oddaje mu. Mówi że idzie się zabić, jego życie nie ma sensu idę za nim. Mówię - Stary mam Ci wpier... czy co, On nic. Wracam do samochodu wyciągam z bagażnika linkę i klucz do opon. Wsiadam odpalam silnik i wyprzedzam go. Wysiadam z rozmachem w ręce dzierżę klucz - On zaczyna uciekać. Gonie go skręca w pole z wysokimi chęchami doganiam go powoli, patrzy na nas jakaś miejscowa para. Potyka się i upada, korzystam i wskakuje na niego ograniczając mu ruch do minimum. Odrzucam klucz i mówię - Ogarnij się! Tłumacze, że to nie koniec, nie daje sobie wytłumaczyć, że jedyna osoba którą kocha i dla której żyje nie zostawia go, tylko chce przestać się jego bać naładować akumulator i dać mu drugą szanse za miesiąc. On nie rozumie siedzę na nim tak z 15 min, gdy tracę koncentracje i zmęczyło mnie mówienie do niego, korzysta z mojej nieuwagi i zrzuca mnie z siebie. Normalnie gej party trzymam go nadal w śmiertelnym uścisku za zebra. On tylko, że idzie się zabić i mam z niego zejść. Mówię mu, że to on na mnie siedzi. Uśmiecha się, żądzą mordu powoli gaśnie w jego powiększonych źrenicach. To był 3 raz kiedy się uśmiechną tego wieczoru. Pierwszy raz mówiąc o bucie, drugi jak go rozśmieszyłem siedząc na nim no i ten. Udało mi się go uspokoić, szukamy rzeczy zgubionych podczas pościgu i wsiadamy to samochodu. Jedziemy. Pech. Tory zamakają się, palimy papierosa - nadjeżdża "das Pociąg" On otwiera drzwi, ja łapie go za bluzę. Stary jak chcesz zabij się tylko nie na moich oczach. On nic rozpina bluzę by uciec, pociąg nadjeżdża. Łapie go za kark - Samobójstwo to ucieczka, ucieczka od problemów które znikną tylko dla Ciebie. Wszystkim którym jesteś bliski zrobisz taki problem że długo się będziemy zbierać a ona może nawet też ucieknie, chcesz tego. Zamyka drzwi mówi że mam 5 minut potem nie słucha, ruszamy. Zaczynam monolog. Dlaczego warto żyć, co jest w życiu ważne, co to jest zaufanie, empatia i miłość według mnie oczywiście. Odpowiada czasem na coś przerywając mi półsłówkami i tak przez jakieś 40-50km. Dojeżdżamy pod jego mieszkanie. Chwile gadamy. Pierwszy raz od popołudnia rozmawiamy. To już nie jest monolog tylko rozmowa! W skrócie mówi że wytrzyma Tydzień. Na początek dobre i to. Czuje że dla mnie będzie to walka z wiatrakami.
Inni zdjęcia: rapowe katharsis swiatowatpliwosci1465 akcentova:) dorcia2700Wędrowcy elmarB. chasienkaJA I MOTYL *RUSAŁKA PAWIK* _1 xavekittyx487 mzmzmz#1009. niepoprawnaegoistka:) dorcia2700bghghyghj fkurw