Bonson
Zabłądziłem wśród tych ulic, brudnych ulic,
Brudnych tak, że możesz brud przytulić.
Niedziela, poniedziałek, wtorek w środę chlałem.
A w tym mieście jestem anonimem, a to kurwa szkoda.
Wiesz, rok mija i mi chyba trochę przykro,
Miałaś być tu ze mną, a nie kurwa wyjść stąd.
Już kurwa rzygam Tobą i nie wyrabiam finansowo.
Mam deprechę, awantury i chcę żyć na nowo.
Jakoś już dziwnie się czuję gdy jesteśmy sami.
Ty uwielbiasz mnie ranić i to chyba nie jest spoko.
Sprawiasz, że zapominam o niej, nie bądź zazdrosna,
Wiesz, że z Tobą jest inaczej, chociaż nigdy nie pokochasz mnie.
Nie jestem sam, jesteś obok i jutro
Będzie mnie bolał łeb od twoich głupot,
Lubię jak jesteś blisko ust bo,
Pierdole, rzucam wszystko, chuj w to.
Nie mówiła, że nie kocha mnie ale to już nie wróci.
Żyj chwilą mówią po czym skaczą z okien
Każdy z nas kurwa wiem, że tu każdy z nas
Próbuje żyć i tak traci czas
I wiesz tylko twarze nam robią się starsze smutniejsze
Mieliśmy być poważni. Tak pięknie to wygląda tylko w wyobraźni.
Wiesz, tak przy okazji - kurwa, dziś zostawisz mnie po raz ostatni
Niektórzy mają luz, pannę, kwadrat. Ja nie pasuję do tego obrazka
Na sercu kamień, z ust cisza. I znów się nie znamy, i mijamy wśród pytań.
Myślisz, że będzie spoko? Wątpię. Nie obchodzi mnie co mówisz o mnie.
A Ty nie dzwoń i nie pisz, bo nie chcę cie znać.
Jestem sam, nie ma nas. Tylko ja i te wersy.
Nie ma nas, trochę ciężko uwierzyć,
Bo łatwo coś stracić, a trudniej docenić.
I wszystko mi jedno. Ty to, tylko przeszłość.
Nie odzywałem się przez tydzień i w Twoim głosie słyszę niemoc,
Nie pytasz dokąd idę, ale wiem, że idziesz ze mną,
Miałem odezwać się wczoraj, zrobię to jutro,
Pewnie znów się spotkamy na schodach gdzieś przed szóstą,
Miał plany i szczęście i ego tak wielkie,
że przyznać się do porażki byłoby przekleństwem,
Mówił co będzie to będzie,
i robił sobie wrogów gdy walczył o miejsce,
Mówił że by za nią umarł,
kurwa nigdy nie widziałem, żeby ktoś się tak rozumiał,
Coś pękło, kiedy przyszła codzienność,
i wiesz co, zaczęli żyć na odpierdol
Miał błękitne oczy i nikt go nie kochał
oprócz niego i zniknął wraz z iskrą w oczach.
Jak spotkasz ich pozdrów i spytaj jak żyją,
Bo łączyło nas więcej niż przyjaźń i piwo
To smutne, zabiła ich ulica i miłość
I przez to nic już nie będzie jak było
Mieliśmy błękitne oczy i nikt nas nie kochał
Oprócz nas samych, kurwa nikt nas nie kochał, to smutne