Zdjęcie nawet nawet jak na robione komórką...
Niestety avilla robi lepsze zdjęcia niż mój aparat...
Powrót z Tatr...
Czerwone Wierchy, Hala Ornak i Dolina Kościelisko ...
Aż nie chciało mi się wracać...
W sumie nie ma i tak po co...
Boli jednak to, że przez ten wyjazd nie mogłam jechać do Rudy z Tolemakiem...
Niestety zaliczka to zaliczka...
Zaliczek sie nie zwraca...
Pogoda nie dopisała ale i tak było malowniczo...
W najwyższych punktach mgła, że na wyciągnięcie ręki nic nie widać
a całości dopełniał mocny halny który mnie wywracał...
Aż dziw, że nie mam przewianych uszu...
Pogoń z aparatem mimo wszytko udana, tata z zazdrością stwierdził, ze kilka zdjęć
mogłabym na konkurs wysłać...
Chwilowo jednak karta jest w posiadaniu mamy i moje zdjęcia zaśmiecają jej komputery w pracy...
Poza tym przekonałam się ponownie, że chociażby jedno wyjście w góry potrafi człowieka odsłonić takim jaki jest...
Nie wyrabim się ze szkoła...
Półtora tygodnia choroby jednak robi swoje...
Do tego bierzący materiał...
Na niczym nie mogę się skupić...
Chyba uzależnie sie od kofeiny jak tak dalej pójdzie.
I jeszcze dokłada się noga w gipsie...
Tak to jest jak ktoś nie słucha własnej intuicji,
krzyczączej wręcz
By akurat w tym dniu olać wf....
Cholera ile można!!!
Nie wyobrażam sobie przemieszczania się w Asnyku o kulach,
zwłaszcza że ta szkoła składa się z samych schodów praktyczie...
Czuję się wewnętrzeni wypalona...
I znów zawiedziona na ludziach...
Mam cichą nadzieje, żę jutro Tolemak sprawi, że zapomne choć na trochę
o troskach...
pozostaje mi znowu żyć marzeniami i wpatrywać się w matrwe obrazy przeszłości...
Chyba znów zaczne pisać, rysować i grać...
I dostałam ochrzan od jakiejś babci z moherowymi zapędami, że sie śmieje na przystanku...
Nawet to mi ludzie odbierają...