- Dzięki. - Powiedziałam, gdy połknęłam ostatni kawałek. - Było pyszne. - Mówiłam z nadzieją, że nos nie wydłuży mi się o kilka metrów.
Podniosłam tyłek z krzesła i wzięłam z jego oparcia moją brązową torbę, którą przewiesiłam przez ramię.
- Odprowadzę cie. - Odezwał się Nataniel i otworzył mi drzwi. Skinęłam głową.
- Cześć Alan. - Krzyknęłam jeszcze do chłopaka siedzącego przy stole i gapiącego się na jakąś pudernicę obok.
- Do zobaczyska! - Zafurtował mi.
Szliśmy w ciszy. Nataniel co raz otwierał usta żeby coś powiedzieć, ale po paru sekundach zrezygnowany je zamykał. Ja tylko szłam i bawiłam się palcami. Wiecie, tak jak robią to ludzie gdy są zdenerwowani albo zestresowani. Czy ja byłam? Sama nie wiem. Westchnęłam. Chłopak spojrzał na mnie pytająco, ale tylko wzruszyłam ramionami. A co miałam powiedzieć? Żeby sobie poszedł, bo chcę zostać sama? Za bardzo mi na nim zależało żeby powiedzieć mu coś takiego. W sumie jego towarzystwo mi nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Zależało mi na nim? Ha! Przecież go prawie nie znam.
- To był ten Eryk?
- Nie. Damian. - Odpowiedziałam. Zdziwiłam się, że mój głos brzmi tak spokojnie, gdy w środku wszystko wrzeszczało.
- Kim on jest dla ciebie?
- Teraz? Teraz nikim.
- A wcześniej?
- Błędem. Cholernym błędem.
Resztę drogi przeszliśmy w ciszy. Odezwał się dopiero przed moim domem, kiedy już trzymałam rękę na klamce i byłam o krok od wejścia do mieszkania.
- Muszę ci coś powiedzieć. - Zatrzymał mnie jego głos.Automatycznie się odwróciłam. Miałam przeczucie, że będzie to coś przykrego, zarówno dla mnie, jak i dla niego. I nie myliłam się. Jego kolejne słowa przywołały do mnie łzy. - Dziś w nocy wracam do domu. Do Tarnowa.
- Co? - Zeszłam ze schodów prowadzących do budynku mieszkalnego i stanęłam przed nim.
- Wakacje się już kończą. Ale obiecuję, że kiedyś przyjadę tu po ciebie.
- Trzymam cie za słowo. - Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Kocham cię, pamiętaj to. - Powiedział i pocałował mnie. - Wrócę.. - szepnął i odszedł.
- Tylko spróbuj inaczej. - Wymamrotałam do siebie.
Szarpnęłam klamkę i znalazłam się w domu.
Pachniało jabłecznikiem. Zaciągnęłam się i na mojej buzi pojawił się uśmiech. Ten zapach kojarzył mi się z ukochaną, starą kobietą, której tak dawno nie widziałam. Pamiętam jak lubiłam bawić się w jej sadzie z moją kuzynką Aliną. Razem zbierałyśmy jabłka w wiklinowy koszyk, a potem niosłyśmy je babci, która robiła z nich pyszny jabłecznik.
Nie wiem dlaczego czułam tez zapach, przecież babci tu nie było. Aliny też nie. Alina mieszkała z babcią, bo wujek i ciocia zmarli w wypadku samochodowym. Dziewczyna bardzo to przeżywała i do dzisiaj nie jest jeszcze pozbierana w sobie do końca.
Byłam w błędzie. Jedna z nich tu była.
- Alina? - Rzekłam niepewnie widząc zapłakaną twarz dziewczyny.
- Blanka! - Rzuciła mi się na szyję. Zza jej gęstych, jasnobrązowych włosów widziałam smutną twarz matki, opartą o framugę drzwi. - To straszne! Potworne! Dlaczego? - Szlochała wciąż wtulona we mnie.
- O co chodzi?
- Babcia umarła. - Usłyszałam głos Cezarego, był smutny. Zawsze umiał współczuć ludziom, oczywiście zwątpiłam w to, kiedy z nami zamieszkał. Ale teraz przypomniało mi się jaki był troskliwy, gdy Damian był w szpitalu. Teraz miał tak samo zatroskany i smutny głos. Może jednak to wciąż ten sam facet. Po wypowiedzeniu tych słów mama załkała i odwróciła się od nas, pan C. przygarnął ją do siebie i gładził po włosach, Alina zadrżała i wtuliła się we mnie jeszcze mocniej. Wszyscy wokół przeżywali traumę. A ja stałam jak słup i nie wiedziałam co robić. Dopiero potem dotarło do mnie to wszystko. Nogi się pode mną ugięły i po raz pierwszy w moim życiu zemdlałam.