sen
- Babciu? - Zapytałam niepewnie kobietę siedzącą na środku pola ze zbożem.
- Tak, kochana. - Odpowiedziała, ale nie odwróciła się. - To ja.
- Nie umarłaś? - Zapytałam robiąc krok na przód.
- Umarłam. - Rzekła i odwróciła głowę w moją stronę. Jej siwe włosy unosił lekki, wiosenny wiaterek. - Umarłam. - Powtórzyła i uśmiechnęła się. - Fizycznie. Ale mój duch wciąż żyje, Blanko. - Poklepała ręką miejsce obok siebie. - Usiądź.
- Babciu.. ale jak? - Kręciłam głową z nie dowierzeniem, siadając obok niej.
- Normalnie, córciu. - Pogłaskała mnie po policzku, a ja poczułam lekki prądzik, był przyjemny i jakiś znajomy. Wtuliłam twarz w jej dłoń. - Chciałam z tobą porozmawiać. - Popatrzyła na mnie, a ja skinęłam głową. - Dlaczego nie odezwałaś się do mnie? Miałaś problemy. Widzę, jak się z tym męczysz do tej pory. Mogłaś zadzwonić, pomogłabym ci jakoś z tego wybrnąć.
- Nie chciałam nakładać na ciebie jeszcze moich spraw, dość masz swoich żeby zajmować się jeszcze moimi.. mama bardzo mnie zraniła, babciu.
- Wiem. Widzę to.
- Widzisz?
- Tak. Jest dużo rzeczy, których dowiesz się dopiero jak umrzesz, kochanie.
Patrzyłam na nią. Nie widziałam w niej bólu, złości na to, że natura posłała ją na śmierć. Nie miała do nikogo żadnych pretensji. Była spokojna i taka.. czysta, niewinna.. tak, to chyba właściwe słowa. Rozejrzałam się. Gdzie ja byłam? Nigdy wcześniej nie widziałam tego miejsca. Nad naszymi głowami znajdowało się wysokie zboże. Wciągnęłam w płuca powietrze i zamknęłam oczy.
- Będzie dobrze. - Szepnęła babcia i tuląc mnie do siebie, nuciła jakąś nieznaną melodię. - Zajmij się Alinką, dobrze? - Pokiwałam potakująco głową. - Muszę już iść. Mój czas się skończył i muszę wracać do domu, będę cie odwiedzać, słonko. Tak, często jak tylko będę mogła. A ty zajmij się Alinką, kochanie. Zajmij się nią. - Chwyciła mój podbródek i uniosła moją głowę. - Ktoś tam czeka na ciebie. Wysłuchaj go. Jeśli tego nie zrobisz będziesz żałować. Może nie teraz, ale kiedyś. - Nie zabrzmiało to jak rozkaz, ale jak rada. Bardzo mądra rada.
- Ufam ci. - Powiedziałam.
- Zaufaj sobie. - Cmoknęła mnie w czoło. - Żegnaj! - Krzyknęła odchodząc w dal, a gdy zniknęła mi z oczu wszystko prysnęło jak bańka mydlana.
Poczułam okropny, szpitalny zapach i potwory ból w głowie. Otworzyłam oczy i pierwsze co, to zaniosłam się obrzydliwym kaszlem.
- Dość, błagam! - Wrzasnęłam. Jeszcze kilka kaszlnięć... przestało.
- Blanka, w porządku? - Odwróciłam głowę i spojrzałam prosto w duże, orzechowe oczy Damiana. To z nim miałam porozmawiać. No cóż, obiecałam.
- Tak. - Dotknęłam czoła. - Auć! - Syknęłam.Damian chwycił moją rękę i położył ją wzdłuż tułowia.
- Nie dotykaj. - Powiedział i uśmiechnął się.
- Po co przyszedłeś?
- Wytłumaczyć ci wszystko..
- Okej. Zaczynaj.- Pogoniłam go.
- No więc, wiem, że to nie jest za dobry moment...
- Dobra, skończ i przechodź do sprawy.
- Nic mnie z Amandą nie łączy.- Powiedział, kiwając głową.
- Na plaży wyglądało to inaczej.
- Wiem, ale to nie było tak jak myślisz.. Rozmawialiśmy i nagle ona rzuciła się na mnie, tak dawno nie czułem czyjegoś dotyku, zrozum nie mogłem się oprzeć.. Jezu, tak mi wstyd. Ale to był tylko raz, Blanka! Kocham ciebie, nie ją! Wybacz mi, proszę! - Odwróciłam wzrok.
A czy ja byłam fair? Gdy on walczył o życie w śpiączce, w której znalazł się przeze mnie, ja obściskiwałam się z Erykiem, myśląc jaki to on jest boski, gdy tak na prawdę się ze mnie nabijał.. A ja byłam zła o tą jedną scenkę.. Kochałam Damiana, bez wątpienia. Więc po co utrudniałam sobie życie? Jakby nie dość było ono skomplikowane..
- Chodź tu. - Powiedziałam i wyciągnęłam do niego ręce. Wyszczerzył się jak debil i przytulił mnie mocno. - Au! Boli! Nie tak mocno!
- Okej, okej przepraszam. - Powiedział, uśmiechając się przepraszająco. Przybliżył usta do moich i.. weszła mama.