Naciągnęłam na siebie krótkie spodenki i bluzkę bez rękawów, tak zwaną "bokserkę". Włosy spięłam w kok, usta posmarowałam odrobiną błyszczku, o smaku kokosowym. Mniam. Wsunęłam na nogi szare tenisówki i już miałam wychodzić, gdy usłyszałam głos Pana C.
- Dokąd to? - Zapytał z kanapkę w ręce. Nie wytrzymałam, czuł się jak u siebie.
- Zamknij się w końcu, bo nie ręczę za siebie! - Wybuchnęłam. - Nie jesteś moim ojcem. Ani ojczymem. Jesteś dla mnie nikim. Zrozum to wreszcie! Nie dość, że czujesz się u nas jak u siebie, to jeszcze ciągle na mnie zrzędzisz! Nie mam 12 lat. Mama nigdy nie robiła mi problemów z tego, że chcę się spotkać ze znajomymi. Mam matkę. To ona ma zwracać mi uwagi, a nie ty. - Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do drzwi. Nie chciałam wdawać się z nim w dyskusję.
Gdzie ten Cezary, którego lubiłam? Który mnie wspierał? Rozpuścił się? Zeżarł go jakiś pajac, który teraz steruje jego ciałem?
Jezu. Jestem idiotyczna.
Westchnęłam. I w tym momencie zobaczyłam idących w moją stronę chłopaków-Alana i Nataniela. Rozmawiali o czymś zaciekle. Na mój widok ucichli.
Alan przywitał mnie uśmiechem, a Nataniel mnie przytulił po czym ucałował w policzek. Co mnie zdziwiło. Nawet bardzo.
- Coś nie tak? - Szepnął w moją stronę N. kiedy skręcaliśmy w Dwudziestą Pierwszą.
- Pokłóciłam się z .. facetem mojej matki. - Widziałam jak otwiera usta, lecz nie dałam mu dojść do słowa. - Nie chcę o tym gadać.
- W porzo. - Powiedział tylko i objął mnie ramieniem.
- Ile tu się czeka na pizze? - zapytał zniecierpliwiony Alan. - Siedzimy tu chyba już z pół godziny!
- Ha ha. Uspokój się. - Powiedziałam.
- Braciszku, bo ci ciśnienie skoczy. - Zażartował Nataniel, trzymający dłoń na moim udzie.
Alan przewrócił oczami i podparł głowę rękoma.
- Jejku, przestańcie. Jak się dłużej czeka to lepiej smakuje.
- Taa. Na pewno.
- Alan, bo zaraz pójdę do domu i zrobię ci jakąś kanapkę! - Mruknął Nataniel, a ja odchyliłam głowę do tyłu i zaniosłam się śmiechem. Tak głośno, że połowa zebranych w barze się na nas gapiła. - Sorka. - I znowu się zaśmiałam.
I wtedy go zobaczyłam. Dwa stoliki od nas siedział Damian. Odwrócił się i spojrzał wprost na mnie, jakby poczuł moje spojrzenie. Znieruchomiałam.
Nataniel i Alan powędrowali za moim wzrokiem.
- Blanka, kto to? - Zapytał Nataniel, ściskając moją nogę.
Damian podniósł się i ruszył w naszą stronę. Przystanął nade mną.
- Cześć. - Powiedział takim obcym tonem, że gdybym jego nie widziała, nie powiedziałabym, że jest on wypowiadany z jego ust.
- Cześć. - Odparłam.
- Unikasz mnie? - Walnął prosto z mostu. Nie odpowiedziałam. - Dlaczego?
- Ma..mam swoje powody. - Wyjąkałam.
- Jeśli chodzi o Amadnę, to przecież mówiłem, że to..
- Dość. Nie chcę tego słuchać. Nie obchodzi mnie to. To twoje życie i twoja sprawa.
- Cóż.. - Spojrzał na bliźniaków. - Widzę, że jesteś zajęta. - Przeczesał niezdarnie swoje włosy. - Pamiętaj jednak, że ja zawsze będę czekał na ciebie. - Po tych słowach wyszedł, zostawiając na talerzu nierozpoczętego kebaba.
A ja nagle zapragnęłam zmiany decyzji. Chciałam go wysłuchać, tak cholernie chciałam. Zakręciło mnie się w głowie.
Wiedziałam, że moi towarzysze gapią się na mnie i czekają na jakieś wytłumaczenie (szczególnie Nataniel). Ale oni znikli. Zostałam tylko ja i Damian. Tak, chciałam do niego pobiec i rzucić mu się w ramiona. Ale on i Amanda.. to mnie powstrzymało.
- No co? Chyba nie pozwolimy żeby ten dupek zepsuł nam dzień? Hmm? - Powiedziałam tak sztucznie, jakbyście tylko mogli sobie wyobrazić. - Uniosłam kawałek pizzy do ust i skupiłam się na jedzeniu. Ukrywając fakt, że przez tą cała akcje straciłam apetyt, a pizza wydawała mi się w ustach kawałkiem tektury, który przeżuwałam z wysiłkiem.
Nudno, nudno, wieeem. Ale nie mam czasu, ani weny. Sorka.