I znowu budzę się z nadzieją na jeszcze ciepły dzień, słońce świeci gdy otwieram oczy, a zaraz potem chowa się pod warstwą ciemnych chmur, tak tego nie lubię. Nie znoszę chłodu, a ten przeszywa mnie, czują go zwłaszcza moje dłonie. Tylko serduszko jest ciepłe, krew wpada i wyrzucana jest do komórek, i właściwie tam siedzą moje największe uczucia, wszystkie gorące myśli w tak niegorące dni. Czekam, niecierpliwię się i jeszcze zaciskam kciuki, w końcu dziś jest czternasty, bądź co bądź ważny w pewnym stopniu dzień. Twój telefon napełnił mnie już większą nadzieją, a po kolejnym spodziewam się dużej radości, nie chcę zapeszyć. Muszę sięgnąć po ciepły sweter i znowu czymś się zająć, przesunąć czynnością wskazówki zegara, o tej porze roku cała szarość powoduje że świat zamiera, wszystko staje w bezruchu i niknie w oczach urok codzienności. Nie chcę go gubić, przecież co najlepsze odnajduję przy Tobie. Więc gdy już tu będziesz, znowu spostrzegnę, że lato wcale nie odeszło, a Słońce znowu zaświeci. Już się na to cieszę.