Kilka godzin temu ulewny deszcz spadał z nieba jak szalony. Ten dźwięk docierał do mnie już od bardzo wczesnego poranka przez otwarte okno. A teraz małe przebłyski słonecznych promieni zjawiają się na niebie. Ale to lubię, w oczekiwaniu na moje Słońce to całkiem przyjemna perspektywa. A gdy siadam i łapię głęboki oddech w płuca, chcąc przyćmić świadomość jutrzejszego dnia strachu (przecież się nie boję; nie znoszę rozczarowań. Nie mam pojęcia co mi przyniesie ten siódmy, środa, wraz z lista rankingową, pierwszą studencką listą w moim życiu na którą czekam i nie czekam), rozmyślam o upalnym poniedziałku, o moim ulubionym lenistwie w ulubionym towarzystwie, wizycie niespodziance i stadnym spotkaniu, też niespodziewanym, czasami takie lubię najbardziej. Uwielbiam ten tylko nasz taki chaos ogólny, spontaniczny wypad na działkę, zgubienie się na prostej drodze, podlewanie ogródka i śmiechy, wspólne śmiechy. Naprawdę, dla mnie stadnie oznacza wyśmienicie, a przecież dzięki Wam mam na czas zdjęcia i dzięki wielkie za wczoraj. Uśmiecham się licząc na zapowiedzianą powtórkę grillową w najbliższym gorącym czasie. Jeszcze chwila z kolejną książką, a potem Szczęście tuż przy mnie, w powietrzu i serduszku permanentnie.