Są takie dni, zamieniające się w miesiące. Płynne, spokojne, jak pozbawione fal morze. Na horyzoncie nie ma nic nowego, już nawet został on pozbawiony zachodów i wschodów słońca. Dni kończącej się nadziei.
Nie wychodziłam z łóżka od poranku do poranku, a jeśli już zdarzyło się opuścić mi tą moją dziuplę bezpieczną, myślami wciąż tkwiłam pod warstawmi koców.
To było tak jakby mi się codziennie śnił ten sam koszmar. Wszystko było dokładnie takie- od założenia spodni do ich zdjęcia, od otwarcia oczu do ich zamknięcia.
Mijałam na ulicy tych samych ludzi, pogrążając się w myślach o tym, że do każdego człowieka na świecie przypisano określoną grupę ludzi, których do końca swoich dni będzie musiał mijać, znosić te same, nic nieznaczące twarze. Dzień po dniu. Wsiadałam do tramwaju i wysiadałam, oglądając te same martwe już dawno krajobrazy. Ile już czasu minęło? Czy to jest wciąż ten sam dzień, czy już zaczął się kolejny? Proszę, tylko nie każcie mi znów się obudzić.
Trwało to wszystko, ten mój niekończący się sen aż do momentu ' Wielkiego Wyjścia'. Tak, ta nazwa pasuje tu najlepiej. Włączyłam w sobie guzik 'towarzyska' i wyszłam do ludzi. I chciałam być z nimi przez chwilę, ale nie udało się. Znów byłam obok. Zawsze trochę obok. Znów myślami pod kocem, w mojej dziupli bezpiecznej. I myślałam, że nie pasuję nikomu, nigdzie, choć może było całkiem odwrotnie. Może to we mnie był problem braku porozumienia się ze światem.
Błądząc tak we własnej głowie, zobaczyłam równie błądzącego Włóczykija. I przylgnęłam myślami do tej osoby, dla której byłam nikt, nigdzie, nic.
Panna Nikt nic nigdzie nie zrobiła. Włóczykij tym bardziej nie zrobił nic. Nic poza nadzieją nieświadomie podłożoną mi pod żebra, tam dokładnie po lewej stronie, tam trochę obok serca.
Stało się tak, że na horyzoncie nieśmiało zaczęło pojawiać się słońce. Znasz to uczucie? Na pewno wiesz jak to jest, kiedy wychodzi po burzy. Ja już dawno zapomniałam. Od dawna padał tylko deszcz. Drobne kropelki jak mgła przysłaniały mi oczy. Pytam więc ponownie- czy znasz to uczucie?
Wtedy zaczęłam wychodzić z łóżka częściej. Chodzić do miejsc z tą podarowaną nadzieją, że może to dziś, że może właśnie dziś zobaczymy się ponownie.
I znów będzie miał na plecach wielki plecak, a wtedy ja podejdę i zrobię nic, a jednak wszystko co mogę. Mówię w myślach drążcym głosem ' Dzień dobry, jestem panna Nikt, a to jest moje Nigdzie. Czy mogę schować się tu- do tego plecaka? Trochę zabłądziłam, trochę może jest mi smutno. Czy Twoje Nigdzie jest wesołe? Może zabierzesz mnie tam ze sobą?'
I myślę chwilę później, że możesz nazwać mnie jak chcesz. Mogę być kotem, ćmą, królem, księżniczką, mogę być niezgubionym jeszcze kasztanem.
Ty zaś bądź mi jedynym słońcem, które polubię. Księżycem, który mi oświetli każdą ciemność, nawet tą, co czasami zapada w sercu.
Chodziłam więc tak w różne miejsca, sama, czasami trochę obok z kimś. Błądziłam, chodziłam z głową wypchaną myślami i z tą podłożoną nadzieją.
Później wyszło słońce, mówię Ci, horyzont stał się mniej pusty.
Czy wiesz, jakie to uczucie?
...bo mi dzisiaj też jest chyba trochę smutno.