lepiej, niż jak przewidywałam, niż jak mi mówił, niż jak się obawiałam. prowincjonalny angielski akcent sprawia, że zastanawiam się, czy to jakiś nowy język do poznania, ale nie ma przeszkód do przeskoczenia, jedzenie jest jakieś zupełnie z innej bajki i "dzięki bogu za polskie sklepy", jakieś nienormalne zgięcie mają z tym wszystkim na drugą stronę- bo i nawet światła dla pieszych są po innej stronie niż powinny, nie jest wcale codziennie dżdżyście, mokro i wilgotno, jedynie ciśnienie robi ze mnie wiecznie ziewające zombie, ale i tą sytuację ogarniemy, wszystko w niskiej zabudowie- to jest przerażające!, szeregówki wcale nie są takie identyczne i poczucie orientacji w terenie daje radę i się nie gubię, ceny... ceny to bajka, wszystko przeliczam na roboczogodziny i kocham ten kraj za jego niskie ceny w porównaniu do tych polskich, szczególnie obserwując akcesoria i przybory fotograficzne, mieszkam z prawie samymi facetami i wciąż opuszczam po kimś deskę z kibla, krany są zabawne, jeden dla zimnej wody, drugi dla zimnej i weź tu człowieku umyj twarz :D dookoła mnie jest ładnie, spokojnie, dostatnio- ale ludzi brzydcy, z nadwagą i zaniedbani.
oto moja anglia w pigułce.
ps. a mój Mężczyzna jest najlepszy na całym świecie, warty każdej sekundy czekania i jest mi tak bardzo och i ach, że brak mi słów - wiedzcie jedynie, że jestem ogarnięta niewyobrażalną radością i nigdy nie widzieliście mnie szczęśliwszej :)