źle się tu czuję. czuję się niechciana, niedoceniona. jakbym miała mierzyć swoje poczucie wartości tym, jak inni mnie traktują, czułabym się bezwartościwa. przykro mi, gdy jestem okłamywana prosto w oczy i kłamcy wydaje się jeszcze, że naprawdę jestem tak głupia, żeby we wszystko uwierzyć. bezcelowe wydaje mi się już przypominanie komuś, że wcale nie jestem tak głupia, jak cała reszta, żeby wierzyć w ten stek bzdur, więc po prostu rezygnuję ze znajomości. znając życie, nikogo do niczego nie przekonam, a i tak moją winą będzie rozpad znajomości. już mam tego po dziurki w nosie.
źle mi jest tutaj. mój najlepszy przyjaciel jest setki kilometrów stąd, tak samo jak koleżanka, którą ze wszystkich lubię najmocniej. wkoło nikt nie ma dla mnie czasu albo jest bardziej zajęty wszystkim innym. człowiek najbardziej zauważa swoją samotność, gdy znajdzie się w tłumie. przy zdrowiu trzymają mnie tylko obowiązki, bo muszę mieć przy nich w miarę trzeźwy umysł; ale powiem Wam szczerze, że jak dzisiaj rano się obudziłam, to najchętniej bym się po prostu zresetowała. chciałabym cofnąć się w rozwoju do takiego stanu głupoty i debilizmu, żeby nie przejmować się żadną z wyżej wymienionych rzeczy. chciałabym odbębnić w tygodniu 40 godzin pracy, a w weekendy napić się piwa ze znajomymi, którzy też by się niczym nie przejmowali, bo byliby za głupi, żeby zdawać sobie sprawę z tego, że jest się czym przejmować. i wszyscy bylibyśmy tacy nieprzejmujący się, uśmiechnięci, niezdający sobie sprawy z czegokolwiek złego.
o boże, jakie to dołujące, chciałabym wyprać sobie mózg. jest mi w tym momencie tak smutno i samotnie.
zbytnio się wszystkim przejmuję. naprawdę bardzo zbytnio.
wiecie, że nadaję się do psychicznego leczenia? zamiast wyjeżdżać do innego kraju, powinnam się skierować na wyleczenie narkomanii, depresji i nerwicy.
ale nie wyleczę tego, co spowodowało to wszystko. nie wyleczę świata, nie wyleczę kłamstw, które mnie otaczają, nie wyleczę chamstwa i ignoracji, nie wyleczę egoizmu. ba, wszystkie czynniki zewnętrzne, które zaogniają mój zły stan. więc chowam się z powrotem w swoją skorupę, licząc, że nikt mnie nie skrzywdzi mocniej, niż dotąd. chowam się, bo co innego mogę teraz zrobić?