soooo Xmas.
- święta. wmawianie sobie, że choinka pachnie lasem (a nie śmierdzi piwnicą), pieczenie pysznych ciast (jak można, na Boga, spieprzyć gotową karpatkę z Delecty?), dom udekorowany dyndającymi mikołajkami (inaczej to zapamiętałam z zeszłego roku) i huczna, trzyosobowa wigilia z dwunastoma daniami (czterema?)
- święta nie są takie złe, można leżec i czytać książki, na Disney Channel lecą fajne bajki, nie muszę martwić się, że rodzina wpadnie mnie odwiedzić, bo niby kto mógłby to zrobić? (ha ha zresztą po zjedzeniu mojej pysznej KARPATKI mniam mniam musiałabym składać się na ich wieńce pogrzebowe), zamiast nietrafionych prezentów-niespodzianek dostaję banknoty (najlepsze prezenty mieszczą się w kopercie, pamiętajcie!), bo i skąd niby mój tato wiedziałby, co mi dokładnie kupić (bez mojej interwencji)
- mimo powyższych niewątpliwych zalet, muszę przyznać, że gdyby zależało to ode mnie, nie obchodziłabym świąt wcale. siedziałabym na kanapie z pizzą i/lub pysznymi filecikami z Ha-Noi i kilkoma głupkowatymi horrorami, co nie ma nic wspólnego z moją wiarą, Po prostu nie uznaję trzyosobowych świąt i drętwego siedzenia przy stole. To już nie to samo co kiedyś.
- dziękuję Człowieku ogarnięty świątecznym szaleństwem, za to, że notorycznie włamujesz się na mojego facebook'a i czytasz prywatne wiadomości. możesz powstrzymać się od zadawania po raz setny tego samego pytania na formspringu. Moje hasło w żadnym wypadku nie jest adekwatne do moich osobistych upodobań. Mam nadzięję, że ta odpowiedź Cię usatysfakcjonowała.
- rok temu na święta i sylwestra było fajnie. ciekawe, gdzie wyląduję w tym roku 31 grudnia. planów brak, za to sukienek cała szafa. może nie będą mi potrzebne? chcialoby się prosić "przygarnijcie mnie na imprezę,zrobię karpatkę!". no dobra, lepiej nie.
- lepiej zrobić to samo, co na wielkanoc i wszystkich świętych, PIĆ Z ŻALU. haha tak.
- studniówka? jaka studniówka???
- http://www.formspring.me/szahan
We used to think it was impossible
Now you call me by my new last name
Memories seem like so long ago
Time always kills the pain