Myślę, że każdy widzi to zdjęcie na moim photo blogu spodziewa się, iż poniżej polecą bluzgi pod adresem Manchesteru United... Ale spokojnie, to nie dzisiaj. Dzisiaj to ja im mogę co najwyżej pogratulować i chylić czoła, więc (chociaż niechętnie) to robię.

Nie będę się też rozpisywał na temat co było złego w taktyce, co było dobrego, gdzie orżnął nas (jestem niebieski jakby ktoś nie wiedział

) sędzia, bo jestem po prostu mało obiektywny... Opiszę za to atmosferę jaka panowała w Alibi bo było naprawdę świetnie! Taka nasza mała Moskwa.

No więc wchodzimy do Alibi. Ludzi już sporo, a przecież do meczu pozostało jeszcze sporo czasu. Uzbrojeni w koszulkę, flagę, szalik oraz w nadzieję na zwycięstwo siadamy przy stoliku. Pierwsze spostrzeżenie? Wiecęj czerwonych niż niebieskich... Kiepsko się zapowiada. Sekundy oczekiwania zamieniają się w minuty, a minuty w godzinę. Mamy pierwszy gwizdek. Jakiś zdrowo upity facet w koszulce Manchesteru ze stolika obok nawołuje mnie do siebie gestykulując dłońmi. Ja oczywiście wietrze w tym kłopoty więc już się spinam i rozmyślam nad kombinacją ciosów (lewy, prawy, sierp, kolano i parter... Pomarzyć zawsze można

). Mimo wszystko pochylam się do kolesie, jakby mimowolnie zasłaniając szczękę barkiem. Ku mojemu zdziwieniu facet wyciąga rękę i mówi:
- Nie ważne kto zwycięży. Niech wygra lepszy, a mecz będzie ładny.
I już prawie uwierzyłem w magię piłki, która dzieli między ludźmi uprzedzenia... No ale skończyło się na tym, że uwierzyłem w magię alkoholu, ponieważ tajemniczy jegomość w czerwonej koszulce nie dotrwał do drugiej połowy i smacznie chrapał (wcześniej się trochę dziwnie zachowywał - patrz ściąganie koszulki, uderzanie co po chwilę pięściom w stół i zachwycanie się powtórkami w przerwie, jakby jeszcze nie skończyli grać

). Szybko okazało się, że w pubie więcej stolików niż tylko nasz jeden, który uważałem za ostatni bastion, kibicuje Chelsea. Nie było tam po prawdzie kibiców niebieskich, ale nikt nie chciał żeby wygrał Manchester... Ciekawe dlaczego

. Najbardziej zdziwiło mnie, to że nawet fani klubu z Old Traford gwizdali i klęli, kiedy przy piłce była gwaizdeczka Ronaldo... Ale miałem ubaw! Co tekst to lepszy. Wywiązała się nawet bitwa na okrzyki i przyśpiewki między kibicami, ale wszystko odbyło się raczej kulturalnie (no może poza przyśpiewkami rodem z polskich boisk

). Rzuty karne to już prawdziwa mieszanka nastrojów... Byłem kłębkiem nerwów, aż do mementu w którym Anelka przestrzelił. Później to chciało mi się jedynie płakać.
Najbardziej szkoda Terrego zawodnika o "niebieskim sercu", który znając go, nie będzie mógł patrzeć na siebie w lustrze i spać przez najbliższy miesiąc.
Pozdrawiam ekipę z meczu:
-Brata Hubeta, który i tak tego nie przeczyta,

-Katara z tą jego flagą i za to, że siedząc obok niego nie bałem się kibiców-karków z Manchesteru,

-Młodego i Sandrę- stałych towarzyszy meczów,

-Dzika i Remika- bo to ich pierwszy raz,

-Madzię i Stefa- mimo, że czerwoni,

-No i kogoś jeszcze, kogo nie było, bo ten ktoś się strasznie do matury przygotowuje i nie można tego kogoś nigdzie wyciągnąć,
