Od tygodnia milczę, tak mi się wydaję. Dzisiaj więc daję znak życia, krótki. Niczym przebłysk jakiejś myśli, niczym szepty wiatru, niczym słowa... Ulotny. Ulotny jak życie.
Jak jest? Czuję się okropnie, wykluczając pewne sprawy, pewnych ludzi. Tonę w tęsknocie, dławię się nią. Obrzydliwe. Niemniej jednak, myślę o kimś nieustannie, niczym zakochany dzieciak. A przecież nie kocham. To nie ta osoba, wiem to. Świadomość ta jeszcze bardziej mnie dobija. Dochodzi rezygnacja, bo trzeba czasami pozbyć się złudzeń. Już nie mam nadziei, nie wyciągam ręki, już mnie nie ma. Nie dla wszystkich. Próbuję się leczyć. Leczyć duszę, staram się to robić. Wierzę w siebie.
Do zobaczenia.
Jestem zmęczona, wiesz? Zmęczona tym, że nie wiem kim jestem. Zmęczona ucieczką i ciągłymi upadkami. Jestem zmęczona tym, że nie mam dokąd wrócić. Nie mam swojego celu w życiu. Jestem zmęczona tym, że nikt na mnie nie czeka i nie uśmiecha się, gdy mnie widzi. Błądzę w ciemności, z wyciągniętymi przed siebie rękoma szukam sensu, żyję po omacku, próbuję egzystować i to mnie męczy.
Narcissistic Cannibal.