photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 11 PAŹDZIERNIKA 2018

Post z serii "nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje" ciąg dalszy.

Moj nastrój z ostatnich 2 miesiący idealnie dzieli się na 3 fazy. Momenty, w których jest dobrze, może nawet są to momenty szczęścia, chwile z chłopakiem, czy zanim jeszcze wyjechałam do Warszawy, czas spędzony z mamą.

Nagle jednak może się to zmienić o 180 stopni. Jakaś drobna rzecz, wspomnienie, zobaczenie czegoś w internecie, czy nawet nastrój innych osób (choćby w żaden sposób nie związany ze mną) potrafi w jedną sekundę wylać na mnie falę czarnych myśli, łez.

Jest jeszcze stan pośredni, to co czuję w tym momencie. Taka totalna obojętność i brak chęci do czegokolwiek...

Wiecie, zwykle z początkiem nowego roku, nowego roku szkolnego i jakiś "nowych początków" spadała na mnie fala chęci i motywacji. Uwielbiam wszelkie kalendarze, planery, zapisywanie sobie celów. W tym roku oczywiście też kupiłam wymarzony planer.

Ale nie ma we mnie nawet kropli entuzjazmu. Jakby uszło ze mnie życie i jakiekolwiek chęci.

 

W środę idę do Pani psycholog, ale to też wydaje mi się takie bezcelowe. Jak sobie myślę o moim zepsuciu, o ilości rzeczy, które się w moim życiu wydarzyły i o wszystkim, co jest ze mną nie tak... Nie wiem, czy jestem w stanie to wszystko jej wymienić, tego jest tak dużo, że musiałybyśmy chyba spotykać się codziennie.

A ja ciągle odkrywam w sobie coś nowego, coś co jest nie tak.

Wiecie, ostatnio to mi już nawet zaczęło wisieć co i ile jem. I tak jem mniej niż potrzebuję, więc o nic więcej się nie martwię. Za to mam jakieś opory przed mówieniem, że chcę jeść, że jestem głodna, wolę się z tym dopasować do reszty, bo nie chcę się wychylać? Narzucać? Potrafię cały dzień nic nie zjeść, choćbym "umierała" z głodu, jeśli tylko osoby, które są ze mną nie będą jeść. I tak jest w sumie ze wszystkim.

 

Trudno na mojej uczelni nawiązać jakiekolwiek znajomości, bo na każdych zajęciach są totalnie inne osoby. I czasami sobie myślę, że wypadałoby poznać i mieć na tej uczelni kogokolwiek... Ale jak tylko pojawia się okazja, np. wyjście i posłuchanie ludzi z danego koła naukowego, zapoznanie się z nimi, to wszystkie moje instynkty skłaniają się ku ucieczce. Po zajęciach jedyne miejsce, do którego chcę się udać, to moje mieszkanie.

 

Nie mam już dla siebie siły :(