Pierwszy raz uderzyła mnie aż tak duża wątpliwość w terapię. Chyba zdałam sobie sprawę, że mija już 3 miesiąc, a ja nie widzę żadnej zmiany. Na wizycie przez 95% czasu omawiamy wydarzenia z ostatniego tygodnia. Te drobne rzeczy, które mnie złamały i spowodowały falę myśli, która zawsze kończy się myślami o śmierci. Ale przez to stoję w miejscu. Co tydzień jest tak samo. Nie mam żadnej informacji zwrotnej. A ja coraz mocniej czuję, że nie radzę sobie z życiem, ze sobą, nie potrafię żyć, istnieć, współistnieć. Czuję, że to siedzi we mnie tak głęboko, że ja już taka jestem, że tak to jest we mnie głęboko zakorzenione, że nic się już nie zmieni. A przez to nie widzę sensu życia, nie chcę tak żyć. Męczę się, jestem zepsuta. Nie chcę tak żyć...